Wspomnienia Jerzego Bielasiński MKO - FMW Wrocław
Wspomnienia Jerzy Bielasiński MKO – FMW Wrocław
Najwyższy już czas, zanim pamięć zacznie płatać figle, przysiąść i spisać swoje wspomnienia dotyczące tamtych lat, osób, zdarzeń i przybliżyć swoją działalność.
Należę do pokolenia rocznik 70, które urodziło się, spędziło dzieciństwo, dorastało i wkraczało w dorosłość jeszcze w czasach PRL. Miałem więc jeszcze możliwość aktywnie włączyć się w walkę z komunistycznym systemem tuż przed jego upadkiem. Zresztą, jak szybko się okazało upadkiem „na cztery łapy”.
W latach 80 związałem się z różnymi środowiskami opozycyjnymi. Tym wspomnieniem chce przede wszystkim ocalić od zapomnienia okres mojej działalności w ramach Międzyszkolnego Komitetu Oporu, Federacji Młodzieży Walczącej we Wrocławiu.
Za początek mojej wywrotowej działalności należy przyjąć mniej więcej 1983 rok. W tym czasie regularnie już uczestniczę w Mszach św, w intencji Ojczyzny odprawianych we wrocławskich świątyniach – najpierw tych celebrowanych każdego trzynastego dnia miesiąca w katedrze wrocławskiej potem także kościele św. Klemensa Dworzaka przy al. Pracy i kościele św. Wawrzyńca przy ul. Bujwida. Jak zawsze w trudnych chwilach dla narodu tak i tym razem z narodem, za wolnością był Kościół. W 1983 jestem w grupie osób, która rozpoczyna układanie pod katedrą wrocławską kwietnego krzyża wzorem tego jaki warszawiacy ułożyli na dziedzińcu kościoła św. Anny na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Po mszach wraz z innymi wiernymi brałem udział w śpiewaniu pieśni patriotycznych, wznoszeniu haseł antykomunistycznych i manifestacjach które się formowały. Nie da się opisać stanu ducha i moich emocji ,kiedy wraz z innymi śpiewałem „Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana,... trzymając rękę w górze pokazując znak zwycięstwa ( Viktorii ). W tamtym czasie .Kościoły były swoistymi centrami opozycyjnej działalności. Tam spotykali się walczący z reżimem, odbywał się kolportaż wydawnictw podziemnych. Tam nawiązałem też swoje pierwsze kontakty opozycyjne. Mimo młodego wieku byłem świadomy, że mój udział w tych Mszach ma wymiar nie tylko religijny, ale także patriotyczny, że stanowi wyraz niezgody na system i akt oporu wobec niego.
Z końcem 1984 r. poznałem Janka Nowickiego, który był już wówczas zaangażowany w młodzieżową działalność opozycyjną na terenie Wrocławia i miał kontakty z różnymi środowiskami opozycyjnymi. Janek był nieco starszy ode mnie Zgadaliśmy się po jednej z Mszy św. we wrocławskiej katedrze na które uczęszczał z grupką swoich kolegów. Po Mszy sam podszedł i zagadnął. Z widzenia to się już rozpoznawaliśmy. Rozmawialiśmy w drodze na przystanek tramwajowy. Oczywiście tematem wiodącym był znienawidzony system i walka z nim. To był okres mojej spotęgowanej nienawiści do tego systemu. Potworny mord dokonany na Księdzu Jerzym Popiełuszko zdruzgotał mnie. Oglądając kolorowe zdjęcia z francuskiej gazety, na których było widać jak straszliwie okaleczono ciało Księdza nie byłem w stanie wydobyć z siebie słowa, łzy same ciekły z oczu. Janek zaproponował, że warto byłoby jeszcze się spotkać, umówiliśmy się na początek stycznia nowego roku. Na spotkaniu rozmawialiśmy wiadomo o różnych rzeczach przy czym tematem numer jeden walka z komuną, Msze za Ojczyznę, demonstracje, zadymy itd. Rozmawialiśmy też o swoich „parafiach”, swoich kolegach wreszcie o sobie kto do jakiej szkoły chodzi itd. Ja w tym czasie zbliżałem się do końca edukacji w SP. Janek był już uczniem Zespołu Szkół Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu. Zrobiło się fajnie, kiedy powiedziałem, że w takim razie będziemy widywać się często bo ja już jakiś czas temu na kontynuowanie edukacji wybrałem właśnie mundurową żeglugę. Janek przekazał mi informację o szykowanej przez młodzieżowe środowiska opozycyjne inicjatywie zamówienia w kościele pw. św. Klemensa Dworzaka przy alei Pracy we Wrocławiu Mszy św. w intencji uczniów i nauczycieli szkół średnich Wrocławia. Wprawdzie nie byłem jeszcze uczniem szkoły średniej, ale 20 stycznia 1985 wraz z Jankiem i jego kolegami wziąłem udział w tym nabożeństwie. Upamiętnieniem mojego udziału w tej Mszy stała się szkolna tarcza , która wraz z innymi tarczami, emblematami i votami od uczniów umieszczona została nad ołtarzem obok obrazu Matki Bożej Pocieszenia. Wydarzenie to dało początek działalności podziemnej, antykomunistycznej organizacji uczniów szkół średnich Dolnego Śląska, która przyjęła nazwę – Międzyszkolny Komitet Oporu ( MKO ). Janek Nowicki zaangażował się w MKO i rozpoczął działalność na terenie Zespołu Szkół Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu. W tym jeszcze okresie mój związek z powstałym MKO ograniczył się zasadniczo do utrzymywania kontaktów z poznanymi dzięki zresztą Jankowi działaczami z wrocławskich szkół średnich, kolportażu młodzieżowej bibuły wśród swoich kolegów, udziału w akcjach ulicznych organizowanych przez MKO.
Z Jankiem Nowickim utrzymywałem ścisły kontakt. Podczas jednego z naszych spotkań w marcu 1985 padło pytanie, czy nie chce wraz z nim i innymi chłopakami brać udziału na rzecz organizacji Solidarność Walcząca w ulicznych akcjach bezpośrednich malowania murów hasłami antykomunistycznymi, rozrzucania ulotek i klejenia plakatów. Rwałem się do walki z komuną i byłem już na to emocjonalnie gotowy. Nie pytałem o nic. Zgodziłem się bezwarunkowo. O organizacji Solidarność Walcząca wiedziałem już w tamtym okresie wiele. Któż zresztą z wrocławian nie słyszał w tamtym czasie o SW. Nie raz miałem możliwość mieć w rękach i czytać ulotki i gazetki wydawane przez SW. Lepiej nie mogłem trafić. To był początek mojej „zorganizowanej” działalności opozycyjnej.Już wkrótce zacząłem brać udział w ulicznych akcjach przeprowadzanych przez wrocławskie Grupy Wykonawcze SW. Po pierwszej była druga i następne. W ten sposób wszedłem w skład jednej z wrocławskich Grup Wykonawczych Solidarności Walczącej kierowanej przez Janka Nowickiego ps. „Nałóg”. W grupie Janka byli uczniowie szkół średnich. Byłem więc jedynym z SP. Z formacją Grup Wykonawczych aktywnie związany byłem do samego końca działalności Solidarności Walczącej ( przy tym w GW Janka Nowickiego do połowy 1987 ). Do tego obszaru mojej aktywności jeszcze nawrócę.
W 1986 kończę SP i podejmuję naukę w Zespole Szkół Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu. Od pierwszego dnia aktywnie włączam się w działalność szkolnej struktury MKO. W tamtym czasie MKO zachowawszy swoją nazwę wchodziło w skład Federacji Młodzieży Walczącej tworząc jej region na Dolnym Śląsku. Akurat mnie, ale także większości z moich kolegów bliższe sercu było brzmienie Federacja Młodzieży Walczącej może z uwagi na prezentowany przez nas młodzieńczy radykalizm polityczny. Jak to mówią – co dwóch to nie jeden. W krótkim czasie wspólnie z Jankiem zbudowaliśmy na terenie żeglugi liczną i prężnie działającą strukturę MKO - FMW. Nasza działalność polegała na typowych dla konspiracji młodzieżowej formach walki. Kolportowaliśmy wśród uczniów młodzieżową prasę zarówno tę wydawaną przez MKO – FMW we Wrocławiu, jak i tę która trafiała do nas z innych ośrodków w Polsce. Rozprowadzaliśmy także pisma wydawane przez, tzw. „dorosłe podziemie” w szczególności przez Solidarność Walczącą z którą obu łączyły nas już pewne więzy. Udało nam się zbudować sprawnie działającą sieć szkolnego kolportażu obejmującą wszystkie klasy zawodówek i techników. Prasa trafiała też zaocznych i wieczorowych. W Zespole Szkół Żeglugi Śródlądowej łącznie uczyło się kilkuset uczniów. Byli to uczniowie nie tylko z Wrocławia i Dolnego Śląska ale także innych miast Polski. Zamiejscowi zakwaterowani byli w internacie. Kolportaż wydawnictw wśród uczniów zamieszkujących w internacie miał dla nas kluczowe znaczenie, gdyż przez nich prasa trafiała do innych miejscowości. Praktyki szkolne podzielone były pomiędzy warsztaty szkolne i praktyki na stoczniach. Stąd wydawnictwa trafiały także do robotników na teren wrocławskich stoczni rzecznej i remontowej. Poza kolportażem prasy podziemnej, przeprowadzaniem akcji ulotkowych, wieszaniem plakatów, malowaniem haseł antykomunistycznych nasza aktywność przejawiała się w organizowaniu na terenie placówki akcji protestacyjnych tzw. „milczących przerw”, akcji wzywających do bojkotu zajęć lekcyjnych, do bojkotu pochodów pierwszomajowych i systemowych apeli, upamiętnianiu ważnych wydarzeń patriotycznych i politycznych, wieszaniu krzyży w salach lekcyjnych, pomieszczeniach warsztatów szkolnych oraz na halach w stoczni, gdzie odbywały się także uczniowskie praktyki. Działalność w MKO – FMW nieprzerwanie łącze z aktywnością na mieście w ramach Grup Wykonawczych SW.
W połowie 1987 z uwagi na głębsze zaangażowanie się w działalność w SW Janek Nowicki ograniczył swoją aktywność w MKO i przekazał mi kierownictwo nad szkolną strukturą. W 1988 Janek i wielu innych zaangażowanych osób opuściło szkolne mury. Po objęciu sterów przypada mi uczestnictwo w zebraniach przedstawicieli szkolnych struktur z członkami Komitetu Kierującego MKO. Spotkania takie potocznie nazywane „dzielnicówkami” odbywały się w salkach wrocławskich kościołów. W ich trakcie przedstawiciele z poszczególnych szkół przekazywali informację z bieżącej działalności swoich struktur i relacje dotyczące uczniowskich akcji protestacyjnych informacje celem zamieszczenia ich w prasie wydawanej przez MKO-FMW, ustalano zadania, omawiano kwestie związane z kolportażem, punktami odbioru prasy itd.
Jesienią 1987 spośród skupionych wokół mnie kolegów formuję uczniowską Grupę Wykonawczą SW. W skład grupy wchodzą chłopaki o predyspozycjach do podejmowania ryzykownych i bezpośrednich działań. Grupa zasila potencjał osobowy wrocławskich GW SW, które w tamtym czasie działają na mieście i zajmują się akcjami ulicznymi. Po stronie SW koordynatorem - szefem wrocławskich Grup Wykonawczych Solidarności Walczącej któremu podlegają poszczególni kierujący grupami jest w tym okresie Jarek Krotliński. Wachlarz działań GW był bardzo szeroki. Od przeprowadzania ulicznych akcji ulotkowych, klejenia plakatów, malowania haseł na murach i tramwajach, niszczeniu symboli komunizmu ( pomniki, tablice, ), uprzykrzaniu życia partyjnym aparatczykom, esbekom i milicjantom aż po organizowanie ulicznych manifestacji, uczestnictwo w manifestacjach ( zwykle w pierwszym szeregu ), wchodzenie w starcia z ZOMO. Z dumą odbieraliśmy nazywanie nas „bojówkarze” SW. Z uwagi , że w skład grupy wchodzili uczniowie w mundurach marynarskich przylgnęła do niej nazwa „marynarska”.O grupie wspomina Jarek Krotliński w: „Twierdza. Solidarność Walcząca – podziemna armia” Igor Janke, Wyd. Wielka Litera, 2014, s. 53. ). Szef wrocławskich GW SW m. in. opiniując moją działalność w 2018 napisał. że kierowana przez Jerzego Bielasińskiego GW SW była w jego ocenie jedną z najlepszych we Wrocławiu”.
Działalność w GW SW w przeciwieństwie do MKO zaspokajała mój polityczny radykalizm. SW była organizacją czynnego oporu, a jedną z form walki, do których wzywała były manifestacje uliczne. Chodziło o to żeby nie tylko zademonstrować opór, ale aby stawić czynny opór. Podobnie jedną z bardziej rozpoznawalnych form działalności FMW były demonstracje uliczne. We Wrocławiu na manifestacjach dawała znać o sobie powiązana z MKO, ale jednak wykazująca się odrębnością struktura FMW Wrocław.
Szkolną konspirą, kierowałem do końca swojej edukacji tj. 1989. Wcześniej bo już na przełomie 88/89 MKO zadecydowało o wystąpieniu ze struktury FMW i kontynuowaniu działalności ( w pewnym momencie już jawnej ) pod nazwą Międzyszkolny Komitet Uczniowski. Pojawił się także projekt RMN i NUMS. W tym czasie pomiędzy komunistami, a częścią opozycji nawiązała się nić porozumienia, trwały przygotowania do okrągłego stołu i wyborów. Na tle tych wydarzeń także w łonie struktur młodzieżowej opozycji powstawały różnice zdań prowadzące do podziałów i rozłamów. Chciałbym jednak zaznaczyć, że struktura na terenie szkoły od początku do końca działała w warunkach niejawnych i w swoich działaniach odwoływała się do szyldu MKO i FMW. Opuszczenie przeze mnie (także moich kolegów zaangażowanych w działalność) murów szkoły zamknęło rozdział działalności MKO - FMW na terenie Zespołu Szkół Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu. Mimo, że od tej chwili bez reszty zaangażowałem się w działalność w SW to jednak do końca funkcjonowania struktury FMW Wrocław ( 1990 ) utożsamiałem się z nią.
Po wielu trudnych latach toczenia walki z komuną żeby ją obalić, zniszczyć raz na zawsze część opozycji w Polsce postanowiła kwestię rozprawienia się z reżimem załatwić inaczej, po swojemu, a mianowicie porozumieć się z nimi. Rozmowy części opozycji z komunistami prowadzone najpierw w Magdalence ( 1988 ), później przy Okrągłym Stole (1989) w rzeczywistości okazały się być niczym innym jak sojuszem komunistycznej nomenklatury z jej agentami i pożytecznymi idiotami starannie wyselekcjonowanymi spośród opozycji i od dłuższego czasu przygotowywanymi do swojej roli. Kiedy dla jednych ten dobrze wyreżyserowany teatr był dziejowym osiągnięciem dla innych sprzeniewierzenie i poniżenie narodowego ruchu solidarności. Skutki zawartego w tamtym czasie przez Wałęsę i jego otocznie wespół z generałami paktu widoczne są po dzień dzisiejszy. Niezmiennie twierdzę, że to praprzyczyna tego co złe w w politycznym życiu i że to nie kto inny tylko Wałęsa zatruł po 89 polską rzeczywistość.
Procesowi porozumiewania się części ugodowej opozycji z komunistami towarzyszyły gwałtowne protesty radykalnej opozycji spod znaku SW, KPN, NZS i FMW. We Wrocławiu i innych miastach Polski organizowane były wiece i masowe manifestacje uliczne w trakcie których dochodziło do wielogodzinnych ulicznych walk młodych antykomunistycznych radykałów z uzbrojonymi po zęby zomowcami brutalnie atakującymi uczestników demonstracji. W tym czasie wraz z moją GW braliśmy aktywny udział w organizowaniu przez SW ( także wspólnie z PPS-RD i FMW ) demonstracji we Wrocławiu. Tytułem przykładu wskaże na manifestacje 11.XI. 1988. 13.XII.1988, 1.V.1989, 3,V.1989, 22. VI. 1989,13.XII.1989.
Z nadejściem 1990 organizacje FMW, MKO, RMN, PPS-RD, SW zakańczają swoją działalność. W lipcu 1990. Kornel Morawiecki decyduje się na legalną działalność polityczną w ramach powołanej do życia Partii Wolności. Wielu z działaczy SW podąża za swoim przywódcą i w ramach nowej struktury usiłuje kontynuować pracę na rzecz wolnej Polski. Wstępuję do Partii Wolności, podobnie czynią koledzy z kierowanej przeze mnie GW. W PW działam do końca; w 1993 Partia Wolności zakończa swoją działalność. Wspomnę w tym miejscu, że w marcu 1992 właśnie z chłopakami z mojej GW zainicjowałem we Wrocławiu comiesięczne demonstracje pod hasłem „Precz z Wałęsą”. Aktywnie brałem udział w ich organizowaniu, byłem autorem plakatów wzywających do udziału w nich, byłem także mówcą na tych demonstracjach. 13 czerwca 1992 demonstracje wymierzone w Wałęsę zorganizowane zostały przez środowiska SW także w kilku innych miastach Polski. We Wrocławiu manifestacje te były organizowane przez nas nieprzerwanie aż do maja 1993. Poczytuję to sobie za zaszczyt – byłem jednym z pierwszych, który we Wrocławiu 13 czerwca 1992 wraz z Kornelem Morawieckim wyszli na ul. Świdnicką, aby rozpowszechniać wśród wrocławian informację, że prezydent L. Wałęsa był tajnym współpracownikiem o kryptonimie „Bolek”. Aktywnie brałem udział w organizowaniu tych manifestacji.
W 2007 z inicjatywy grupy wrocławskich działaczy SW na czele z Kornelem Morawieckim powołane zostało do życia kombatanckie Stowarzyszenie Solidarności Walczącej. Zostałem jego członkiem. Prezesem SSW nieprzerwanie aż do chwili śmierci w dniu 30 września 2019 był Kornel Morawiecki. Dziś przed środowiskiem SW stoi zadanie wyboru na czas ponownego naszego spotkania się z przywódcą SW nowego przewodniczącego SSW, który będzie w stanie wykrzesać z pogrążonego w ogromnym smutku środowiska potrzebną aktywność.
No i tak to z grubsza wygląda. Powspominałem ale teraz trzeba to jakoś zakończyć. Wiele razy odnośnie mojej działalności opozycyjnej i tamtych mrocznych lat padało pytanie, czy się nie bałem ? W tamtym czasie odwaga nie była tania. Skutki antyreżimowej działalności mogły mieć i miały wpływ na życie. Świadomy byłem ryzyk i zagrożeń jakie pociąga za sobą działalność opozycyjna. Oczywiście, że się bałem, ale strach, nie mógł mnie paraliżować przed działalnością.
Innym razem padało pytanie, czy o mojej działalności wiedzieli rodzice i co oni na to? Akurat w moim przypadku Matka wychowywała mnie sama. Starałem się nie przysparzać jej kłopotów i pomagać ile sił. To zapewne też miało wpływ, że szybciej niż inni musiałem się usamodzielnić i dorosnąć i zachowywać się jak dorosły, mimo, że miałem kilkanaście lat. Matka chociaż nigdy jej o tym nie mówiłem, a ona o nic nie pytała znakomicie wiedziała o mojej działalności opozycyjnej więcej niż mi się wydawało. Zresztą tak , jak dla mnie czymś naturalnym było włączenie się w walkę z komuną, tak dla niej czymś naturalnym było, że ja się do tej walki włączyłem. Jak ją znałem dla niej dziwnym byłoby raczej gdybym tego nie uczynił. W tamtym czasie mieszkałem tuż koło wrocławskiego Dworca Głównego więc przeważnie u mnie w domu wszystko było szykowane i stąd wychodziliśmy na akcje. Matka nie raz widziała w domu plecaki pełne ulotek i gazetek i schodzących się kolegów na akcję. Pamiętam, jak wtedy mówiła o dużo tego macie, dacie sobie z tym radę dzieci. Widziała plakaty i rozrabiany klej. Nie raz sama pomagała w jego przygotowaniu. Zawsze przed moim ( naszym ) wyjściem pytała, ile wam to zajmie, o której mniej więcej wrócisz. Pytała spokojnie niby tak informacyjnie, ale wiedziałem, że się każdorazowo o mnie boi i martwi. Wiem, że kiedy szedłem na nocne akcje czuwała nie idąc spać aż wrócę. Dopiero kiedy wróciłem gasiła światło. Nigdy jednak z jej ust nie padło, że źle robię, nie rób tego itd. Wiedziała, że tak trzeba tak należy i wiem, że była ze mnie dumna. Matka jak i znakomita większość mojej rodziny to byli zdeklarowani antykomuniści.
Spotkałem się też z pytaniem, dlaczego akurat ja włączyłem się w walkę z systemem kiedy inni koledzy tego wręcz unikali? To trudne pytanie. Nie ma takiego genu jak patriotyzm, antykomunizm itd. Najważniejsze jest wychowanie, przykład jest najważniejszy. Mój charakter polityczny został ukształtowany poprzez wychowanie w duchu patriotyzmu i antykomunizmu, wpajano mi szacunek do Boga i Ojczyzny, uczulano na symbole narodowe, uczono tożsamości narodowej. To dom uczył mnie wartości. W mojej rodzinie wrogość wobec systemu komunistycznego była czymś naturalnym, a każdy kto walczył z tym zwyrodniałym systemem ( terminologia mojego dziadka ), był stawiany za wzór. Ja antykomunizmem zostałem po prostu zainfekowany. Świadomość, że komunizm to zło kształtowało mnie bardzo wcześnie, wyrastało niejako z historii mojej rodziny. Włączyłem do walki z systemem komunistycznym bo był to system zły, nieludzki i zbrodniczy, odbierający wolność. A ze złem i o wolność będącą wartością najwyższą zawsze trzeba walczyć. Walczyłem nie bronią, ale siłą własnej postawy, honoru i odwagi, ofiarnie i bezinteresownie do końca. Sprzeciwienie się systemowi było czymś naturalnym, oczywistym nakazem moralnym. Nie wyobrażam sobie nawet patrząc z perspektywy czasu, że mógłbym zachować się inaczej. W czasie, który nazywam czasem honoru zachowałem się przyzwoicie, jak należy i nie wstydzę się patrzeć codziennie rano w lustro.
Najczęściej chyba jednak pytany byłem, czy w tamtym czasie miałem jakieś wpadki? Niestety bez tego się nie obyło. I tak 23 sierpnia 1988 Służba Bezpieczeństwa rozbiła odbywające się w mieszkaniu na jednym z wrocławskich osiedli zebranie PPS-RD, w którym brałem udział. Poza mną SB zatrzymała wówczas kilkanaście innych osób w tym poszukiwanego Józefa Piniora. W tamtym czasie SW i PPS- RD podejmowały wiele wspólnych akcji w związku z aresztowaniem, a następnie deportacją z kraju Kornela Morawieckiego. Zebranie odbywało się w mieszkaniu położonym na parterze. W pewnej chwili ktoś zauważył przebiegającą tuż przy balkonie grupę mężczyzn. Mirek Borowczyk zdążył tylko krzyknąć esbecja kiedy do mieszkania z drzwiami wpadł tabun esbeków. W zebraniu brało udział ok 15 osób. Pamiętam każdego zabierano osobno do innego samochodu i wywożono na Muzealną do siedziby wrocławskiej SB. Z tego zatrzymania wyszedłem trochę poobijany chyba dlatego, że w trakcie kilku z przesłuchań nic nie miałem do powiedzenia. W tzw. międzyczasie w moim mieszkaniu SB dokonała rewizji.
Drugą wpadkę zaliczyłem nocą 14 września 1988. Wpadłem z Markiem Bońkowskim podczas malowania na murach przy pomocy szablonów. Tu jak się wydaje błąd był po naszej stronie. W trakcie robienia ul. Kazimierza Wielkiego naszą uwagę przykuł bardzo wolno jadący cywilny samochód. Już wtedy powinniśmy zakończyć akcję i się ewakuować. Ruszyliśmy jednak dalej w kierunku ul. Ruskiej żeby tam pod arkadami wykonać napisy. W momencie, kiedy zabraliśmy się za malowanie na miejsce zjechało się kilka milicyjnych radiowozów. Znaleźliśmy się w pułapce bez drogi ucieczki. Zostaliśmy zatrzymani i osadzeni na 48 godzin. Następnie postawiono nas przed Kolegium z żądaniem orzeczenia kary aresztu. Z uwagi jednak na młody wiek Kolegium nie przychyliło się do żądania oskarżyciela i skazało nas na kary grzywny. Nie powiem dziś ile dostał Marek. W moim przypadku było to: 10.000 zł grzywny plus 10.000 zł nawiązki plus 3.750 zł kosztów postępowania. Od orzeczenia odwoływałem się. Zasądzonej kary nie uiściłem. Objęła mnie ustawa z dnia 29 maja 1989 o przebaczeniu i puszczeniu w niepamięć niektórych przestępstw i wykroczeń.
Jerzy Bielasiński, Wrocław 31.10.2019