2007-07-03
Adam Dydziński
INFORMACJA O POGRZEBIE - aktualna relacja -
pełne rozliczenie akcji pomocy dla rodziny
Adama.
Wszystkim za okazaną solidarność i pomoc serdecznie dziękujemy.
Beta Dydzińska otrzymała pieniądze w trzech ratach – najpierw od jednego z kolegów 2000 zł, następnie po pogrzebie 10. 030 zł, a pozostałą kwotę 3.650 zł. Przesłaliśmy zgodnie z sugestią Beaty przekazem pocztowym.
Przepraszamy za te suche i brutalne cyfry w obliczu tak olbrzymiej tragedii i wielkiego Waszego serca, wybaczcie, musimy być jednak w zgodzie z tym co obiecaliśmy.
W związku z postulatem wielu darczyńców, by nie publikować ich nazwisk, szanując ich wolę postanowiliśmy przedstawić wszystkich tylko z imienia i pierwszej litery nazwiska... Osoby pragnące by znalazło się ich pełne nazwisko przepraszamy i prosimy o kontakt, z przyjemnością to uczynimy. Publikujemy to rozliczenie gdyż tak deklarowaliśmy od samego początku akcji, wiemy, że Wam wystarczy zsumowana kwota, wszak każdy wie ile dał, jednak są to bardzo duże pieniądze, tym bardziej musimy być w pełni wiarygodni i przejrzyści. Ten sam mechanizm stosowaliśmy potwierdzając wpłaty na działalność podziemną w gazetkach z tą tylko różnicą, że obok kwot zamieszczaliśmy pseudonimy. Wtedy była to jedyna możliwość...
Dzisiaj pozostajemy przy tej zasadzie, ufając, że i tym razem takie rozliczenie będzie dla Was wystarczające. Wasza postawa była wspaniała – dzięki.
WPŁATY NA KONTO:
Jacek M. 100 zł.
Kasa FMW Gdańsk od Bogdana F 300 zł
Tomasz S. 30zł
Jarosław W. 100 zł
Grzegorz W. B. 200 zł
Krzysztof K. 400 zł
Robert K. 500 zł
Mariusz U. 200 zł
Robert L. 200zł
EKO F. 200zł
Grzegorz K. 400zł
Emilia i Mariusz R. 500 zł
Andrzej D. 200 zł
Piotr N. 1000 zł
Maciej P. L 1000 zł
Małgorzata K 100 zł
Zdzisław U. 100 zł
Tomasz Z. W. 150 zł
Olgierd B. 1000 zł
Katarzyna L. 500 zł
Piotr i Dorota D. 1500 zł
Tomasz B. M. 500 zł
Rafał A. 1000 zł
Tomasz S. J. 100 zł
Krzysztof R. M. 100 zł
Pozostałe wpłaty zostały przekazane bezpośrednio na moje ręce, poza tym kwotę 2000 zł w ramach naszej akcji jeden z kolegów przekazał Beacie Dydzińskiej osobiście. Zestawienie poniżej.
INNE WPŁATY:
Andrzej D 1900 zł
Anonim 500 zł
Grzegorz C. 2000 zł – kwota przekazana osobiście na ręce Bety.
Dariusz K. 1000 zł
To jest pełna kwota uzyskana dzięki Wam wszystkim.
Po pogrzebie przekazaliśmy Beacie Dydzińskiej łącznie 12.030 zł.
Pozostałe - 3.650 zł. przesłaliśmy przekazem pocztowym.
W imieniu ludzi koordynujących pomoc dla rodziny „Dudiego”
- Robert Kwiatek „Jacek” były działacz FMW Gdańsk.
4.03.2007
3 marca 2007 roku odbył się w Kętrzynie pogrzeb naszego kolegi Adama Dydzińskiego. Delagacje z FMW Gdańsk, Gdynia, Kraków złożyła dwa wieńce, Mariusz Roman przekazał na ręce żony Adama Beaty medal 25 lecia Solidarności przyznany przez Pawła Adamowicza Prezydenta Gdańska Federacji Młodzieży Walczącej. Galeria fotografii z tej uroczystości znajduje się poniżej w dziale pożegnanie DUDIEGO FOTY, tam też zachęcamy do przejrzenia relacji z "Życia Kętrzyna", które zamieściliśmy.
INFORMACJE Z 28 lutego 2007r
Wczoraj 27 lutego otrzymaliśmy wiadomość - Adam w stanie krytycznym jest w szpitalu. Dzisiaj ok 7.40 kolejna jeszcze bardziej tragiczna informacja Adam Dydziński zmarł. Szedł drogą upadł, stracił przytomność - chyba zawał...
Jak człowiek szybko odchodzi...
Kierujemy wyrazy współczucia dla rodziny, niech spoczywa w pokoju.
Adama poznałem u Darka Krawczyka, tam uczyłem się drukować, moim pierwszym pismem jakie wydrukowałem był pierwszy numer pisma FMW Warmii i Mazur "Larwa" - przyszedł po niego właśnie Adam Dydziński "Dudi". To on zapoczątkował działalność FMW w tamtym regionie. Ostatni raz widziałem go w grudniu 2006r. na odsłonięci pomnika kolejnego przedwcześnie zmarłego naszego kolegi ŚP Tadeusza Duffeka w Gdańsku. W dziale aktualności przyjaciele Tadeuszowi stoi Adam na focie pomnik 12 i 29 - ten pierwszy od lewej pod transparentem FMW...
Klaudiusz Wesołek
Wspomnienie o Adamie i początkach FMW WiM
W 1985 r., po prawie 10 latach mieszkania w solidarnym Gdańsku, wróciłem do swego rodzinnego miasta Kętrzyn. Rozglądałem się za osobami z którymi mógłbym kontynuować działalność niepodległościową. Okazją do poznania wspaniałych ludzi były pielgrzymki na Jasną Górę. Adama Dydzińskiego z FMW Kętrzyn, poznałem właśnie na pielgrzymce grupy węgierskiej, która wychodziła z Warszawy. Uważnie się mu przyglądałem i doszedłem do wniosku, że Adamowi mógłbym zaufać w działalności konspiracyjnej. Pomimo jego młodego wieku - o 11 lat młodszy ode mnie - był na tyle doświadczonym życiowo, że nie trzeba było mu tłumaczyć czym jest komuna. Wcześniej był aresztowany za rozrzucenie ulotek "Solidarność Żyje". Dostał lekcję PRL-owskiej praworządności, z której wyszedł z podniesioną głową. Bardzo trafnie oceniał sytuację. Czuł, że system gnije wraz z ludźmi, którzy akceptują go czynnie lub biernie. Adam potrzebował wolności jak ryba wody. Potrzebował potwierdzenia w życiu prawdy o wspaniałości Polaków i naszej historii. Kochał historię Polski. Był oczytany i zafascynowany takimi postaciami jak Józef Piłsudski, Roman Dmowski, Józef Mackiewicz. Nadawaliśmy na tej samej fali. Intuicyjnie czułem, że taki człowiek jak Adam na pewno nikogo nie sypnie.
Któregoś razu Adam jakby odgadł moje myśli i przyszedł do mnie z prośbą, że chciałby ze mną knuć. Był uczniem technikum i bardzo się obawiałem o to, czy poradzi sobie w nauce gdy zacznie się konspiracyjna harówa. Adam miał kontakty kolporterskie poprzez kolegów studiujących w Warszawie, ale jak mi mówił, traktował je bardziej jako rozrywkę niż poważne knucie. W swoim środowisku Adam cieszył się dużym szacunkiem. Imponował rówieśnikom bezpośredniością, swobodą zachowania, wesołością. Z komuchów szydził przy każdej okazji. Przy tym był bardzo koleżeński i uczciwy. Czułem więc, że muszę przygotować Adamowi dobry i odpowiedzialny grunt. Powiedziałem: Adam, cieszę się bardzo z Twojej decyzji. Muszę teraz wszystko przemyśleć i przygotować.
Widziałem jak wspaniale radzą sobie rówieśnicy Adama w Gdańsku, np. „Kura" (Jacek Kurski), któremu załatwiałem lokal i papier na drukowanie BIT-u - Biuletynu informacyjnego Topolówka (pisma III Lo w Gdańsku) oraz do nagrywania audycji radiowych Radia Topolówka. Jednak styl knucia "Kury" nie bardzo nadawał się dla Adama. Polegał na tym, że "Kura" prawie wszystko robił sam, łącznie z szumem wokół siebie. W Kętrzynie był wtedy zupełnie inny klimat społeczny niż w solidarnym Gdańsku. W szkołach nie można było liczyć na porządnych nauczycieli oraz wpływowych antykomunistycznych rodziców ochraniających uczniów przed bezpieką. Gdyby Adam przyjął taktykę "Kury", zostałby w Kętrzynie zdjęty przez bezpiekę prawdopodobnie już po pierwszym numerze, nie mówiąc o tym, że wyleciałby ze szkoły i nikt by się za nim nie ujął. Jak każdy młody człowiek miał tendencję do nadmiernego ryzykowania. Adam więcej mógł zdziałać budując nieformalne struktury organizacyjne patriotycznej młodzieży, oparte na silnych więziach koleżeńskich niż poprzez zapracowanie się nad gazetką, która była oczywiście niezbędna do integrowania środowiska. Wiedziałem, że muszę, przynajmniej przez okres jego nauki w technikum robić dla Adama gazetkę i stopniowo przyzwyczajać go do wytrwałej i odpowiedzialnej pracy w podziemiu.
Poprzez "Docenta" (Ryśka Czjkowskiego) z Gdyni - mojego przyjaciela z opozycji niepodległościowej - dotarłem do "Krawca" (Darka Krawczyka) - ucznia z Przymorza, który był w pełni dojrzałym działaczem podziemia. Darek, jak mało który młody człowiek, był bardzo rozważny. Posiadał umiejętność łącznia obowiązków szkolnych z wytrwałą i żmudną pracą w konspiracji, bez niepotrzebnego rozgłosu. Z powodzeniem wydawał i drukował dla FMW regionu Gdańsk gazetkę "BISZ" i "Monit". Główny Kontakt Adama ze środowiskiem FMW w Gdańsku przygotowałem właśnie przez "Krawca". Adam w regionie gdańskim nikogo nie znał. Spotkanie Adama z gdańskimi federatami nagrałem w gościnnym mieszkaniu "Docenta" w Gdyni. Chłopaki tam ze sobą pogadali i zapadła pierwsza decyzja: będzie Federacja Młodzieży Walczącej Warmii i Mazur.
Na tę okoliczność przygotowałem już projekt pierwszego numeru gazetki FMW WiM, którą nazwałem "Larwa". Nazwa "Larwa" nie była zupełnie moja, gdyż słowo to Adam bardzo często wymawiał, gdy był wkurzony lub zachwycony. Zwykł wtedy mówić „o larwa!”. Bez przekleństwa, ale wiadomo o co chodzi. W tym wypadku tytuł pisma miał dodatkową wymowę. Nie tylko integrował środowisko Adama, w którym mówiło się "o larwa!" ale też dawał nadzieję, że "Larwa" dalej się będzie przepoczwarzać, może w pięknego motyla. Modelowy projekt pierwszej winietki zrobił dla mnie kolega ze studiów architektonicznych - doskonały plastyk Grzegorz Dembowski z Włocławka, który czasowo mieszkał w Gdańsku.
Zbliżała się kolejna pielgrzymka Ojca świętego do Polski. Nowa formacja młodzieży potrzebowała swoistego chrztu - błogosławieństwa Ojca Świętego. Adam zapewnił, że stanie na głowie i na spotkanie z Papieżem przyjedzie do Gdańska ze swymi przyjaciółmi. Zamieściłem więc w „Larwie” apel o uczestnictwo członków i sympatyków FMW WiM w spotkaniu z Ojcem Świętym. Makiety "Larwy" robiłem w domu zasłużonego działacza kolejarskiej "Solidarności" - pana Stefana Bochenka w Kętrzynie na mojej konspiracyjnej maszynie, którą pan Stefan ukrywał w klatce z królikami albo na wyjeździe w mieszkaniu "Docenta" w Gdyni. Pierwsze numery "Larwy" drukował dla nas "Krawiec". Sprawy organizacyjne związane z obecnością nowych federatów w Gdańsku wziąłem na siebie. Przyjaciółka "Docenta" - "Kaśka" (świetna krawcowa gdańskich artystów z Gdyni) zgodziła się dla mnie wykonać trzy piękne transparenty, m. in. z napisem "Federacja Młodzieży Walczącej Warmii i Mazur solidarna z Ojcem Świętym". Malowała je z Antkiem Kozłowskim u ks. Henryka Jankowskiego w pomieszceniu na wieży kościoła Św. Brygidy. Nie wyrabiała się w czasie, musiałem więc ją postraszyć nieznanymi jej chłopakami z federacji. (za co ją bardzo przepraszam). Trochę się tym dziewczyna przejęła i zdążyła na ostatnią chwilę. Dla nowych federatów z Kętrzyna i dwóch warszawskich przyjaciół z pielgrzymki węgierskiej na Jasną Górę wynająłem mieszkanie w Gdańsku Oliwie. U Olka Buchockiego, który dla członków gdańskiej FMW organizował autokar, zarezerwowałem 10 miejsc dla nowych federatów z Kętrzyna.
Gdy wszystko było już gotowe przyjechał Adam ze swymi szkolnymi przyjaciółmi. Przyjechał z wielogodzinnym opóźnieniem, gdyż trochę błądził. Nie znał Gdańska i nie wiedział jak trafić na ul. Polanki, więc pojechał pod znany mu adres w Gdyni. W mieszkaniu "Docenta" nie zastał nikogo, więc w końcu trafił na umówiony adres przy ul. Polanki. Adam był zachwycony tym co zobaczył. Został zapoznany z "Kurą". Był u niego w mieszkaniu, gdzie trafił na końcówkę malowania potężnego transparentu z emblematem "Solidarność" o długości chyba z 10 m. Oczywiście skomentował to swoim wypowiedzianym z uśmiechem "o larwa". Naszymi transparentami też był bardzo zachwycony. Na Westerplatte zabraliśmy tylko jeden transparent. Gdyby wpadły wszystkie, nie mielibyśmy żadnego na następne spotkanie z Papieżem.
Pierwsze sygnały z naszej akcji dotarcia z transparentem do Ojca Świętego zapowiadały jakieś kłopoty. Autokar, który zorganizował dla federatów Olek Buchocki, przyjechał co prawda na umówione miejsce w Oliwie, jednak bez Olka. Weszliśmy do tego autokaru. Przewodnik naszej "wycieczki" na Westerplatte - młody ksiądz z katedry, poinformował wszystkich, że Olek został aresztowany przez bezpiekę. Przed przyjazdem na parking ksiądz apelował o to, żeby wszystkie transparenty zostawić w autokarze, bo ubecja ludzi z transparentami będzie aresztować. Z okna autokaru Adam rozpoznał na parkingu ubeków z Kętrzyna. Ja jeszcze wtedy nie znałem ich twarzy. Adam chował głowę za firanką, żeby go nie nie poznali. Przy wyjściu z autokaru ksiądz sprawdzał, żeby nikt nie wynosił transparentów. Nie pozwolił ich zabrać gdańskim federatom. Naszym nie pozwolił zabrać drzewców. Zabrałem jednak nasz transparent pod pachę jak zgniecione jasne ubranie. Widać było, że jestem starszy i ksiądz nie zwracał na mnie takiej uwagi.
Przed bramkami tłumy młodzieży czekały aż bramkarze zaczną przepuszczać ludzi. Trzymając transparent w rękach poprosiłem jednego z kolegów Adama, aby cały czas był przede mną i nie odkrywał mnie przed bramkarzami. Kolega na gest bramkarza nie wytrzymał nerwowo i gwałtownie się przesunął, odkrywając przed nim nasz transparent. Ubecki bramkarz rzucił się w moim kierunku, ale nie zdążył mnie złapać. Uciekłem za pobliskie krzaki, które spokojnie obszedłem i postanowiłem wcisnąć się w tłum w drugiej bramce. Udało mi się jakoś przepchać w tłumie przez przez bramkę, ale dalej była zastawiona kolejna, bardziej szczegółowa kontrola ubecka. Widząc że idzie grupa duchownych (biskupów i księży) postanowiłem wmieszać się w tę grupę dostojników. Wyglądałem może trochę jak ksiądz a zgnieciony transparent, który trzymałem w ręku, mógł przypominać zgniecioną komżę czy albę. Dochodząc do kontroli wszyscy unosili ręce. Nawet duchowni byli obmacywani czy czegoś nie przenoszą. Ja podniosłem ręce z gniecionym transparentem wysoko ponad głowę. Ubek obmacał mnie od głowy w dół. W górę chyba nawet nie spojrzał. Podziękował i przepuścił. Nie zauważył tego, co wszyscy dookoła mogli widzieć. Bez problemu odnaleźliśmy się na stosunkowo niewielkim placu Westerplatte. Transparent trafił w ręce kętrzyńskich federatów. Dumnie go pokazywali przed Ojcem Świętym. Nasze Westerplatte zostało obronione.
Duże zdjęcie z naszym transparentem zostało zamieszczone w "Posłańcu Warmińskim" - naszym piśmie diecezjalnym. Zdjęcia zamieściłem też w "Larwie" odpowiednio dobierając by nie pokazać za dużo twarzy. Kolejny chrzest przeszliśmy na spotkaniu z Ojcem Świętym na Przymorzu. Tam również był zakaz transparentów i kontrole milicyjno-ubeckie, lecz już nie tak szczelne. Ze szmatami jakoś sobie poradziliśmy. Gorzej było z drzewcami, które próbowaliśmy przemycić w spodniach. Podchodziliśmy do kontroli jakby trochę połamani. Za którymś razem, w którejś bramce udało się przejść. Zaistnieliśmy również na spotkaniu z ojcem Świętym na Zaspie. Tym razem nie byliśmy odosobnieni z transparentem. Na Zaspie widać było las solidarnościowych transparentów.
Ostateczny chrzest Solidarnych z Ojcem Świętym miał miejsce po mszy Świętej. Grupy z transparentami utworzyły solidarny pochód, który wyrażał to z czym wszyscy się zgadzaliśmy. Mogliśmy poczuć, że właśnie tu jest Polska, Wolna Polska, solidarna z Ojcem Świętym. Nasz pochód na czele z "Kurą", Mariuszem Wilczyńskim i ich 10 metrowym transparentem "Solidarność" został zaatakowany przez ZOMO na ulicy Miszewskiego przed skrzyżowaniem z Grunwaldzką we Wrzeszczu. Podczas ataku odmawialiśmy modlitwę. Ludzie, którzy usiedli na ulicy (zwyczaj wipowców) byli przez zomowców szarpani i pałowani. Nie nastawiliśmy jak pacyfiści głów pod milicyjne pały i nie daliśmy się w tym świętym dniu sprowokować do awantury. W miarę bezpiecznie wycofaliśmy się w kierunku dworca.
Tak wyglądał chrzest Federacji Młodzieży Walczącej Warmii i Mazur. Po tym chrzcie napisałem we wstępniaku „Larwy” mniej-więcej taki tekst: „na razie jest nas dwóch ale co dopiero się stanie gdy będzie nas trzech?”. Wiedziałem, że nikt w to w to nie uwierzy.
Zbyszek z Kętrzyna
PO POGRZEBIE - LIST OTWARTY
Szanowni Panowie redaktorzy Tygodnika Powiatowego "Życie Kętrzyna"Andrzeju Tomczak i Franciszku Jaroński.
W uroczystościach pogrzebowych nad grobem Adama głos z Kętrzyna oprócz Pana, Panie Red. Andrzeju Tomczak, zabrała również moja skromna osoba. Byłem mocno poruszony odejściem naszego przyjaciela, ale moje słowa były na cmentarzu także słyszalne.
Powiedziałem: "Łączę się w żalu i bólu z rodziną Adama, w szczególności z mamą Adama". I dalej: " Adamie! Uratowałeś honor naszego miasta. Dziękujemy Ci".
Dlaczego Panowie redaktorzy, w swojej relacji pt. "Ostatnie pożegnanie Ś.P. Adama
Dydzińskiego" zamieszczonej w nr 10 Tygodnika Powiatowego "Życie Kętrzyna", nie odnotowaliście tego faktu? Jesteście przyjaciółmi rodziny Adama. Wszak to Wy o śmierci Adama wiedzieliście od razu, a ja na końcu, ale czy nie wstyd Wam - przyjaciele - uprawiać praktykę komunistycznych cenzorów?
Do wiadomości: www.fmw.org.pl
Z poważaniem
Zbigniew Maciejewski współzałożyciel FMW Warmii i Mazur
Kętrzyn 8 marca 2007
Otrzymaliśmy ten list z prośbą o publikację.
Jak rozumiemy w Kętrzynie występuje konflikt, jednak nie zamierzamy brać w nim udziału.
Znane są nam zastrzeżenia rodziny Adama do Zbigniewa Maciejewskiego jak i jego stanowisko w tej sprawie, niechcąc nikogo urazić a jednocześnie niemogąc być obojętnym na poważne oskarżenia zobowiązaliśmy się w miarę możliwości wyjaśnić sprawę w IPN. Do tego czasu nie zabierać zdania w tym sporze....
FMW Region Gdańsk.
Adasia poznałem w areszcie śledczym w Olsztynie w 1985 r. Trafił on tam z łapanki przed 13 grudnia , ja dwa miesiące wcześniej z łapanki przed tzw. wyborami do sejmu . Mimo różnicy wieku wynoszącej dwanaście lat od razu znaleźliśmy wspólny język i tak pozostało do dziś , a właściwie na zawsze . Bo wiem , że Adaś jest , ale w lepszym świecie u Pana Boga , i kiedy się spotkamy powita mnie słowami " zdrastwuj " lub " i jak leci ". Za tymi słowami , będzie się kryło pytanie , czy nie zmarnowałeś tego czasu , kiedy tu byłeś na ziemi i czy pozostałeś wierny zasadom
Zasady to była rzecz najważniejsza w życiu Adama . Kiedyś zwierzył mi się jakie znaczenie miała dla niego Homilia Ojca Świętego Jana Pawła II wygłoszona do młodzieży na Półwyspie Westerplatte w 1987 r. Ojciec Święty przekonywał wtedy młodych ludzi , że każdy musi mieć swoje Westerplatte . Adaś bronił swojego Westerplatte do końca i nigdy nie skapitulował. Tym Westerplatte była dla niego rodzina i miłość do Ojczyzny . Tej Dużej i tej Małej w Kętrzynie. Przeszliśmy razem życie polityczne. Od Polskiej Partii Niepodległościowej, przez Ruch dla Rzeczypospolite i Ruch Społeczny AWS , kontestując na końcu to co się w nim działo . Na zawsze pozostanie mi w pamięci wspólny wyjazd pod koniec lat osiemdziesiątych na spotkanie konspiracyjne PPN do klasztoru księży filipinów w Gostyniu .
Nie mogliśmy zaakceptować rozmów opozycji z komunistami . Traktowaliśmy te ruchy jako zdradę ideałów . W 1989 r. byliśmy jak te dziwolągi , które nie wiedzą czego chcą , podczas , gdy wokół panuje powszechna euforia . Adaś powiedział mi wtedy , że ci naiwniacy , gdyby nas nie znali , to na pewno brali by nas za komunistów . Wydawaliśmy od maja 1989 do lutego 1990 r. Warmiński Informator Niepodległościowy . Właściwie wydawał go Adam , przy okazji wydawania " Larwy " pisma FMW WiM . Pisałem tam jako Fryderyk Warmiński , nawiązując do Klemensa Mazurskiego tj. pseudonimu pod jakim pisał Adam . Adam był motorem ciągnącym to wszystko . Nie wiem , czy tym pisaniem przekonaliśmy kogoś , że w imię zasad nie można układać się z komunistami , bo to jest wyjątkowa krótkowzroczność . Z satysfakcją usłyszałem kiedyś w ogólnopolskim radiu , chyba w Trójce cytat z naszego Informatora . Był to czwarty i ostatni numer : " Najciekawszy wniosek złożył delegat z Mrągowa , który wniósł o wpisanie do konstytucji przewodniej roli NSZZ Solidarność Lecha Wałęsy " Był to II Walny Zjazd Delegatów NSZZ Solidarność Reg. Warmii i Mazur odbywający się w dniach 13-14 stycznia 1990 r.
Adam nigdy nie szedł na żadne kompromisy moralne . Był dla mnie wzorem . Co tu dużo mówić imponował mi . Starałem się zasłużyć na jego przyjaźń. Z drugiej strony patrzyłem jak jest niszczony przez tzw. wymiar sprawiedliwości. Był za dużą osobowością . Mali ludzie wiedzieli , że z jednej strony jest dla nich zagrożeniem , a z drugiej wyrzutem sumienia .
" Szafa Lesiaka " funkcjonowała nie tylko w Warszawie . Pytanie kto kierował tym procederem w woj. warmińsko - mazurskim , mam nadzieję , będzie wkrótce wyjaśnione . Adama bardzo bolało to , że ważne miejsce w życiu Kętrzyna pełnili jego byli oprawcy . W końcu jego serce tego nie wytrzymało .
Adasiu nie mogę pogodzić się z Twoim odejściem do Pana . Jest mój zwykły egoizm . Udowadniałaś na każdym kroku że można przez życie przejść godnie . Teraz kiedy jesteś Tam , zostawiłeś nam wszystkim Swój Testament . Mogę tylko prosić Boga , aby sprawił żebym był godny go wypełnić , i kiedy się spotkamy spojrzeć Ci prosto w oczy .
Bogusław Owoc
Odszedł najbardziej wierny z wiernych, bezkompromisowy idealista
Wspomnienie o Adamie Dydzińskim Mariusza A. Romana, „Powstańca”
Wieczorem we wtorek, otrzymałem telefon od Grzegorza Czujaka ze Szczytna, w pierwszych słowach zakomunikował, że dzwoni ze złą wiadomością. – Z „Dudim” jest źle, leży w szpitalu w Biskupcu, oddycha za niego respirator – mówił Grzegorz. Do mnie ta informacja nie dotarła, nie wierzyłem, że może być aż tak źle... Kto, jak kto, ale „Dudi” najtwardszy Facet, jakiego poznałem w życiu, najbardziej wierny wszelkim możliwym zasadom, bezkompromisowy zarówno dla siebie jak i innych. Jemu przecież nie mogło się stać nic poważnego, On przecież zawsze kpił ze wszystkich trudności, nigdy nie cofał się przed żadnymi problemami, szedł naprzeciw wszelkim nawałom, jakie spotykały go w życiu z „otwartą przyłbicą” i teraz miałaby go zmóc zwykła ludzka słabość, jakaś niedyspozycja... to
nieprawdopodobne, to nie pasowało mi w żaden sposób do Adasia. Grzegorz miał jechać do Kętrzyna, liczyłem, że wtedy dowie się więcej i na pewno będą to bardziej pozytywne wiadomości o zdrowiu Adama. W między czasie zacząłem dzwonić do Przyjaciół, Dariusza Krawczyka, Ryszarda Andersa, Roberta Kwiatka, Jarosława Kiepury i wielu innych, zastanawialiśmy się jak można pomóc „Dudiemu”, jak zorganizować mu jak najlepszą opiekę medyczną. Niestety, informacje docierały coraz gorsze, Adama mógł uratować jedynie cud. Pozostawała jednak wciąż nadzieja, docierały wszak lepsze informacje o tym chociażby, że na Adama czeka już łóżko w szpitalu w Olsztynie, tam będzie miał lepszą opiekę, lepszy sprzęt... Stan Adama był jednak coraz bardziej tragiczny i względy medyczne nie pozwalały na transport chorego. Zanikały funkcje życiowe, jednak podawane mu leki mogły jeszcze ożywić niedotleniony i niedokrwiony mózg. Szanse oceniano bardzo mizernie, około godziny 22.20 Grzegorz wraca do Szczytna, przekazując informację o agonalnym stanie Adama, przestały pracować już jego nerki. Rano w środę, kolejny telefon – „Dudi” zmarł przed 15 minutami, jego serce przestało bić – zakomunikował Grzegorz Czujak.
Szok, desperacja, apatia, przygnębienie, wreszcie nostalgia cały dzień na zmianę miotały moimi zmysłami. Adam Dydziński nie żyje! Ten najtwardszy z twardych, najwierniejszy z wiernych odszedł do Pana. Niedoceniony za życia, został odwołany z posterunku, na którym do ostatniej chwili tropił wszelką niesprawiedliwość, nieuczciwość, zakłamanie i obłudę(...). Czy właśnie Jego to musiało spotkać? Miał jeszcze tyle pomysłów, tyle zapału, niedokończonych spraw i postanowień. Pojawiały się wciąż, w ciągu dnia, nowe wątpliwości. Wreszcie olśnienie i zaufanie wyrokom Opatrzności. Adam był tak nieskazitelny, że nie był w stanie się przystosować, odszedł do lepszego świata, gdyż tutaj nie potrafiono należycie wykorzystać takiego Człowieka, jakim był „Dudi”. Wreszcie pomógł tak wielu, dodawał otuchy, pokrzepienia i wiary każdemu z Nas, którzy mogli zaliczyć się do grona Jego Przyjaciół, że mając na utrzymaniu Rodzinę, mógł po prostu sobie na to pozwolić... Teraz drodzy Koledzy wielki egzamin przed nami. Czy sprostamy wyzwaniu?
Adam był bezkompromisowy zarówno dla siebie jak i innych, w Jego życiu nie było żadnych odcieni, wszystko musiało być, albo czarne, albo białe. Takiego Człowieka można było albo od razu pokochać albo znienawidzić. I dlatego miał w swoim życiu, albo oddanych Przyjaciół, albo nieposkromionych wrogów. Nigdy na zewnątrz nie okazał najmniejszej słabości i dlatego wśród wielu wzbudzał strach, ale też często zdarzało się mu coraz częściej żalić wśród Przyjaciół. Zastanówmy się dzisiaj wspólnie czy mogliśmy dla niego zrobić coś więcej? Czy należycie pochyliliśmy się nad problemami, z jakimi borykał się, na co dzień? Do rozliczenia tych spraw, pewnie jeszcze będziemy wracać nie raz, ale nie powinny one zostać odłożone ad akta. Cóż, bowiem warta będzie nasza solidarność, nasze wspólne ideały, za które poświęciliśmy naszą młodość, jeżeli dzisiaj rozbiegani w różne strony nie znajdziemy czasu na refleksję?
Przed rokiem, byliśmy razem z „Dudim” w Piotrkowie Trybunalskim na uroczystej Mszy za duszę, św. pamięci Roberta Bodnara, jednego z najważniejszych działaczy FMW, który jeszcze kilka lat temu w Krakowie nadal działał pod wspólnym sztandarem, nie zważając na to, że sytuacja już dawno się bardzo zmieniła. Miało nas tam pojechać tak wielu, do tylu dzwoniliśmy, a było nas tam zaledwie tylu, że zmieściliśmy się do jednego auta. Był z nami jednak Adam, któremu w życiu wiodło się ostatnio nienajlepiej, ale dla Niego nie było nic ważniejszego w życiu niż Kolega i Przyjaciel!
Pomyślałby kto, że jesteśmy przegranym pokoleniem, że rozminęliśmy się z rzeczywistością, że zostaliśmy oszukani (...). Wszak tak wielu z Nas, nawet po latach nie potrafimy skutecznie zlokalizować. Wielu z dawnych działaczy FMW, tak zraziło się do otaczającego Nas świata, że nie chce nawet wracać do tego, co Nas wtedy łączyło. Jednak nie bójmy się stwierdzić tego, co się nam po prostu należy, że byliśmy wielcy duchem i hartem woli. Wszak w żadnym z Nas przed laty, nie było nawet cienia kalkulacji i wyrachowania. Nikt z Nas, nie mógł wtedy zakładać, że nasza walka tak szybko się skończy, że zmieni się jakiś „układ”. Nasze cele, jakie nam wtedy przyświecały były czyste jak łza. Byliśmy spadkobiercami tych, którzy rozpoczęli walkę w 1939 roku w obronie honoru, niepodległości wreszcie całości Rzeczpospolitej i dlatego, tak wielu z nas nie potrafi się nawet do dzisiaj pozbierać. Na pewno jedną z takich osób był Adam Dydziński, dla przyjaciół po prostu „Dudi”, który nadal walczył o nasze ideały. Walka ta była jednak coraz bardziej beznadziejna, odbywała się kosztem wielu wyrzeczeń i kosztem Jego własnej Rodziny, dlatego łaska Pana odwołała go z tego ziemskiego padołu!
Zatrzymajmy się, chociaż na chwilę, włączmy wsteczny bieg! Od kilku lat trwa, bowiem nieprzerwanie w naszym środowisku zła passa. Dariusz Stolarski, Wiesław Gęsicki, Tadeusz Duffo, Robert Bodnar, Adam Dydziński(...). Kto następny dołączy do niebiańskiej grupy działaczy FMW?
Mariusz A. Roman, FMW Gdynia, Region Pomorze Wschodnie
Kilka słów o Śp. Adamie Dydzińskim "Dudim"
Ks. Jarosława Wąsowicz FMW Reg. GdańskPierwszą wiadomość o kłopotach Adama dostałem wieczorem od Roberta Kwiatka „Jacka” późnym wieczorem 27 lutego z prośbą o modlitwę w jego intencji. Następnego dnia rano z całą moją wspólnotą zakonną modliliśmy się o łaskę zdrowia dla niego na mszy o godz. 7.00. Po śniadaniu odebrałem s-mesa z wiadomością, że Pan Bóg chciał inaczej i Adam odszedł o poranku. Niech spoczywa w pokoju wiecznym!
W czasie mojej działalności FMW nie znałem Adama osobiście. Należałem do najmłodszej ekipy w gdańskiej Federacji. Z regionem Warmii i Mazur wiąże jednak niezwykle ciepłe wspomnienia związane z demonstracją po mszy papieskiej na gdańskiej Zaspie. To właśnie transparent „FMW WiM” był jednym z niesionych na czele tej pamiętnej manifestacji. Wtedy z kolegami szliśmy w jego pobliżu. Transparent ekipy Adama był jedynym wówczas reprezentującym z nazwy naszą organizację na tych uroczystościach. Nasze gdańskie zostały „aresztowane” przez SB razem z niektórymi działaczami z Olkiem Buchockim na czele. Kiedy w działalność FMW włączyłem się na dobre, na skrzynce kolportażowej ulokowanej na Przymorzu wśród różnych pisemek FMW otrzymywałem także „Larwę” i „Sąd kapturowy”. Mam je do dzisiaj w swoich zbiorach.
Adama poznałem podczas promocji książki „Biało – Zielona Solidarność”. Poznał nas Darek Krawczyk. Zamieniliśmy kilka zdań. Podziękowałem, że przyjechał z tak daleka na nasze uroczystości. Pomyślałem sobie wtedy, że w Jego życiu Federacja musiała znaczyć bardzo wiele, skoro jechał taki szmat drogi, żeby spotkać się ze swoimi dawnymi przyjaciółmi. Podczas tych dni towarzyszyli mu Darek Krawczyk, Mariusz Roman, Andrzej Duffek i Robert Kwiatek. W niedzielę spotkaliśmy się jeszcze raz na poświęceniu grobu śp. Tadeusza Duffeka. Zrobiliśmy wtedy pamiątkowe zdjęcie członków FMW przy pomniku Tadzia. Dzisiaj ta fotografia nabiera szczególnej wartości.
Za każdym razem kiedy żegnamy kogoś tak młodego łzy cisną się do oczu. Nie bardzo w takich chwilach możemy zrozumieć Bożą opatrzność. Pan jednak ma wobec nas swoje plany. Miał także najlepszy plan na życie naszego kolegi Adama. W to wierzę!
Dzisiaj nie możemy nic zrobić więcej dla naszego przyjaciela. Została modlitwa i wsparcie dla rodziny śp. Adama. Zamieściłem jego krótki nekrolog na stronie poświęconej błogosławionym męczennikom z czasów II wojny światowej, wychowankom salezjańskiego Oratorium w Poznaniu. Byli młodymi ludźmi, którzy oddali życie za wierność Bogu i Ojczyźnie. Za ich wstawiennictwem będzie za śp. Adama modlić się będzie młodzież salezjańska w całej Polsce, która odwiedza stronę HYPERLINK "http://www.wiernidokonca.pl" www.wiernidokonca.pl
Zapraszam do tej modlitewnej pamięci Was wszystkich.
ks. Jarosław Wąsowicz SDB
(FMW Reg. Gdańsk)
To była konspiracja, ja dopiero na poważnie wchodziłem w struktury FMW Reg. Gdańsk. Wprowadzał mnie w arkana tej sztuki Olgierd Buchocki i Dariusz Krawczyk. Był wieczór siedziałem w małym pokoiku u Darka w mieszkaniu /blok falowiec/ gdzie wtedy wraz z rodzicami mieszkał. Miałem uczyć się druku na sicie. Przyszedłem punktualnie, Darek wszystko mi objaśnia - tu jest ramka z siatką tam jest rakla, tu masz tusz wlej do tych past komfort i wymieszaj. Zobacz to są diapy, pytam co to za gazetka, wszak nie był to "Monit" w którym już działałem. Darek tłumaczy: tu nanosimy emulsję, kładziemy diapy, naświetlamy, płuczemy i gotowe. No prawie wszystko, teraz zasuwaj - na ramkę nanosimy farbę, pod spodem jest papier i tak ruch za ruchem, ramka z dołu do góry, kartka za kartką powstaje nielegalne wydawnictwo FMW Warmii i Mazur "Larwa". Miałem zaszczyt drukować jeden z pierwszych numerów tego pisma. Skończyliśmy, nakład jeśli się nie mylę to było ok 2000 szt. Dzwonek do drzwi - przychodzi jakiś koleś po odbiór bibuły... Darek mnie przedstawia, wszak miałem przejmować część kontaktów - to był Adam Dydziński - "Dudi" Założyciel FMW WiM oraz pisma "Larwa".
Kolejne kontakty były służbowe przez struktury konspiracyjne. Oni tam nieźle działali, potem nawiązali współpracę z kolejnymi regionami, uniezależnili się.
Jest koniec roku 2006.
Odsłonięcie pomnika ŚP Tadeusza Duffeka działacza FMW z Gdańska. Oprócz wielu kibiców Lechii jest ekipa z FMW, własnym oczom nie wierzę prawie po 20 latach widzę Dudiego, też przyjechał. Trochę się zmienił lekko przytył - podobnie jak ja. Robimy pamiątkową fotę i umawiamy się w lokalu w Sopocie. trochę rozmawiamy, jest Mariusz Roman, Darek Krawczyk, namawiam do zbierania materiałów, pisania wspomnień... Dudi obiecuje że napisze. Ja po śmierci Tadeusza mimo że jesteśmy jeszcze "młodzi" czuję uciekający czas, przez myśl jednak nie przychodzi mi odejście kolejnego kolegi, raczej myślę o postępującej sklerozie. Dowodem tego jest to że zapomniałem o mojej pracy i biegiem uciekłem z knajpy gdy otrzymałem telefon z zapytaniem gdzie jestem? Umówiliśmy się na kolejne spotkanie.
Jest wieczór 27 lutego 2007 r. Telefon od Darka Krawczyka - Dudi jest w szpitalu i chyba umiera, telefon od Mariusza Romana trzeba go ratować - potem to już wiele telefonów, konsultacje z lekarzami - małe nadzieje, apeluję do przyjaciół o modlitwę...
Jest 7.40 28 luty 2007. Telefon od "Krawca" Dudi odszedł do Pana...
Mamy taką flagę FMW z którą żegnamy naszych przyjaciół, zaczęło się od Tadeusza, z przykrością jako trzecią osobę z naszego grona dopisuję wyklejając literami: Adam Dydziński 27.02.2007 - wieszam wymalowaną flagę by wyschła, z nią pojedziemy na pożegnanie naszego kolegi... Wiem zmarł nie 27 tylko 28 lutego, zaraz gdy wrócę do domu to poprawię...
Spieszmy się kochać jak mawiamy, spieszmy się też dawać świadectwo, pisać wspomnienia, Dudi już nie zdążył zróbmy to za niego...
Robert Kwiatek "Jacek" FMW Reg. Gdańsk
A w rzeczywistości w skrajnie niesprzyjających warunkach, przy śladowym wsparciu społecznym animował w Regionie (Warmia i Mazury) cztery pisma Federacji: "Kreska", "Larwa", "Lolek", "Sąd Kapturowy". Byłem przy tworzeniu "Larwy" w otwartym dla przyjaciół mieszkaniu Ryśka Czajkowskiego w Gdyni. Gdy pytałem Go o sytuację w Kętrzynie opowiadał o ciszy "na mieście" w czasie emisji Dziennika TVP, gdy wszyscy mieszkańcy z lubością oddawali się indoktrynacji tego publikatora. To w Kętrzynie mieści się milicyjna szkoła oficerska, i właśnie tam z pełną świadomością takiego stanu rzeczy podejmuje samotną walkę o godność człowieka, inicjuje działalność wydawniczą, samokształceniową... W "Sądzie Kapturowym" Piśmie FMW Warmii i Mazur - Olsztyn możemy przeczytać o diagnozie takiego stanu rzeczy: "Dla władz PRL mieszkańcy tych terenów są dużym zapleczem kadrowym dla PZPR, LWP, ZOMO i SB. Wynika to z dezintegracji ludności napływowej, jej podatności na manipulacje... Jako jeden z nielicznych podjął walkę z tym stanem rzeczy. Zawsze wierny myśli Józefa Piłsudskiego (z winiety pisma kętrzyńskiej FMW "Lolek"): "Tylko ten człowiek wart nazwy człowieka, który ma pewne przekonania i potrafi je bez względu na skutki wyznawać czynem.
Dziękujemy Ci za dochowanie wierności tym ideałom.
Przyjaciele z FMW Mariusz Wilczyński założyciel FMW Gdańsk.
Zachęcamy do kolejnych wspomnień, umieścimy je na stronie - prześlemy też do IPN gdzie w Biuletynie opublikuje je Sławomir Cenckiewicz.