Jako młody chłopak miałem szczęście spotkać na swojej drodze osoby, które otworzyły mi oczy na kłamstwa oraz przemilczanie niewygodnych faktów w historii, której nas w szkole nauczano. Byli to koledzy ze szkoły podstawowej, którym informacje, np. o Katyniu, przekazywali rodzice. Kilka lat później – w 1984 r. – ojciec jednego z tych kolegów skontaktował mnie z Tomkiem Roguskim. Tak trafiłem do FMW. Już w ostatnich klasach podstawówce uwierało mnie otaczające nas zakłamanie, upodlenie społeczeństwa i omnipotencja komunistycznej władzy. Zaczęła we mnie kiełkować nienawiść do Czerwonego, którą ugruntowało wprowadzenie stanu wojennego. Po wprowadzenie stanu wojennego bardzo szybko uświadomiłem sobie, czym w praktyce może być ta omnipotencja w odniesieniu do mnie, zwykłego – wówczas czternastoletniego – ucznia szkoły podstawowej. Pamiętam wyjście po chleb w Wigilię, 24 grudnia 1981 r. O szóstej rano, gdy tylko skończyła się godzina milicyjna, wyszedłem do piekarni, aby zająć kolejkę i kupić chleb. Po drodze zatrzymał mnie wojskowy patrol. Musiałem okazać dokumenty, wypytywano mnie co robię, gdzie idę. Na koniec jeden z żołnierzy powiedział – „chyba możemy go puścić”. Gdy to usłyszałem, nogi się pode mną ugięły, uświadomiłem sobie bowiem, że w tym systemie można wyjść po chleb i już nie wrócić, gdyż na osiedlowej ulicy napotkało się milicyjny czy - tak jak w opisywanej sytuacji - wojskowy patrol.
Po wprowadzeniu stanu wojennego zacząłem sprzeciwiać się czerwonemu, tak, jak mogłem. W kościele pw. św. Zygmunta na warszawskich Bielanach współorganizowałem spotkania młodzieży szkół średnich. Koordynowaliśmy tam organizację „przerw milczenia”, akcji ulotkowych, malowania na murach. Tam pierwszy raz spotkałem się z Krzyśkiem Płaskim. Jako reprezentant wspomnianej młodzieży, późną jesienią 1984 r., zostałem umówiony na spotkanie z Tomkiem Roguskim. Znalazłem się w FMW. Wkrótce okazało się, że w FMW jest również Krzysiek Płaska.
Przeciwstawiając się komunistom, marzyłem o wolnej, niepodległej Polsce. Nie zaprzątałem swojej uwagi rozważaniami kiedy, jak szybko, odzyskamy niepodległość. Głęboko jednak wierzyłem w możliwość wywalczenia większego zakresu wolności. Uważałem, że należy stale przeciwstawiać się czerwonemu, a zsumowane działania doprowadzą do korozji systemu. Kiedy to nastąpi - o tym nie myślałem, żyłem nadzieją, że za naszego życia.
W połowie lat 80. warszawskie FMW zorganizowało w Zamościu cykl szkoleń; były to spotkania m.in. z Henrykiem Wujcem, Jackiem Kuroniem i Anatolem Lawiną. Pamiętam jak Jacek Kuroń w trakcie swojego wykładu mówił, że odzyskamy niepodległość za 5 do 10 lat. Słuchałem tego z nadzieją, ale i niedowierzaniem. Na szczęście, jego słowa okazały się prorocze.
Z wolnością Ojczyzny ściśle łączyłem wolność jednostki. Oczywiście, jako nastolatek, nie przeprowadzałem głębokich rozważań na ten temat. Codzienne doświadczenie uczyło jednak, że w systemie totalitarnym nie ma miejsca na wonlość jednostki. Nie zastanawiając się nad tym jak rozumieć wolność jednostki, intuicyjnie rozumiałem, że wolna Polska będzie Polską demokratyczną, która nie łamie praw obywatelskich, nie narusza sfery wolności jednostki. Żyjemy w wolnej Polsce. Czy jest to Polska, o którą walczyliśmy? Dla mnie odpowiedź jest jednoznaczna. Tak. Jako nastolatek, wolność ojczyzny rozumiałem jako niezależność od Związku Radzieckiego i wynikająca z tego możliwość decydowania o swym losie, o polityce wewnętrznej oraz międzynarodowej, o wybieraniu sojuszy, w których chce się uczestniczyć i organizacjach międzynarodowych, do których chce się przystąpić.