Z Federacją Młodzieży Walczącej związałem się latem 1987 roku. Po słynnej Mszy 12-go czerwca na gdańskiej Zaspie z Papieżem Janem Pawłem II. Poprosiłem wtedy Zbyszka Justę, z którym znalem się jeszcze ze szkoły podstawowej o pomoc w niesieniu transparentu Solidarności Stoczni Gdańskiej podczas tej mszy. Transparent ten dostałem od pana Alojzego Szablewskiego - jednego z głównych działaczy Solidarności w Stoczni Gdańskiej. Byłem wtedy przed III klasą Technikum Budowy Okrętów. Miałem 17 lat i siłą rzeczy nie mogłem być pracownikiem Stoczni. Sądzę, że było to miarodajnym wykładnikiem sytuacji Solidarności w tym okresie w kilkunastotysięcznej kolebce. Młodzi ludzie - dzieci członków Solidarności zaczęli nadawać ton przemianom w świadomości i wydarzeń, które nastąpiły w 1988 i 1989 roku. Federacja wniosła w te przemiany ogromny wpływ.
Wcześniej poprzez moje znajomości z Solidarnością Stoczni Gdańskiej pomagałem w kolportażu pisma "Rozwaga i Solidarność". Miałem również szeroki dostęp do innych pozycji prasy niezależnej oraz uczestniczyłem w manifestacjach solidarnościowych.
Pamiętam, że na wiosnę 1986 roku poznałem przez Przemysława Mayera (kolegę z klasy) ludzi wydających w III LO pismo "BIT-Topolówka". Były nawet plany wydawania wspólnego pisma Technikum Budowy Okrętów wraz z III LO.
Wracając do mszy na Zaspie jak się później okazało Zbyszek Justa był już związany z Federacją ze środowiskiem pisma szkół zawodowych "BISZ" a potem "Wiatr od Morza". Poznał mnie z Tomaszem Stoppą, "Przemasem" – Przemek ............, "Robkiem" - Robert Ćwięk. Osoby te były ściśle związane z pismem FMW "Wiatr od Morza".
Na początku września 1987 roku, Tomasz Stoppa skontaktował mnie z Adamem Stępczyńskim
i Grześkiem Gruszczyńskim z mojego Technikum. Wspólnie kolportowaliśmy prasę Federacji i Solidarności wśród kolegów ze szkoły. Pamiętam jak naklejaliśmy plakaty w szkole w rocznicę napaści ZSRR na Polskę 17-go września. Była to grupa około 6-8 osób, robiących tłum na przerwie szkolnej przy wybranym miejscu. Adam naklejał plakat, reszta zasłaniała i po chwili odchodziliśmy do następnego miejsca.
W okresie od października 1987 do czerwca 1988 pozyskiwałem coraz większą grupę ludzi z mojej szkoły do współpracy z FMW. Pod koniec roku 1987 ulotki czy prasa nie były już rozrzucane po szkole tylko przekazywane poszczególnym ludziom w klasach, którzy przekazywali je dalej. Zapotrzebowanie było duże, a ja dostawałem prasę w niewielkich ilościach do kolportażu 50-100 sztuk na szkołę. W tamtym okresie uczyło się w moim Technikum około 800 osób i miałem dostęp do wszystkich klas. Pojawiały się nawet niesnaski gdy dawałem na 30-to osobową klasę 5 sztuk numeru "Wiatru od Morza" czy później "Monitu". Pojawił się wtedy pomysł wydawania miesięcznika pod egidą Federacji Młodzieży Walczącej, skierowanego tylko dla naszej szkoły. Urzeczywistnił się ten pomysł od września 1988. Wydaliśmy wspólnie 10 numerów "Conradinum" w nakładzie od 200 do 700 sztuk w zależności od numeru. Na pewno dochodził do wszystkich. Informowaliśmy w nim o akcjach Federacji, rocznicach niezależnych, sytuacji Solidarności oraz problemach szkolnych. Organizowaliśmy również tzw ciche przerwy w rocznicę Grudnia 1970.
W roku 1988 16-go grudnia około 50-ciu osób, uczniów Technikum usiadło na korytarzu szkolnym by uczcić pamięć poległych w masakrze grudniowej oraz zaprotestować przeciwko likwidacji Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Była to sytuacja nie do końca normalna na tamte czasy. Wszyscy łącznie z Dyrekcją wiedzieli dlaczego usiedliśmy. Byliśmy wtedy razem i wiedzieliśmy na kogo możemy liczyć. To był wyraz solidarności i nawet w tamtym okresie mogło to się wiązać z różnymi sankcjami ze strony Dyrekcji Szkoły i SB.
Moja działalność "federacyjna" w Technikum Budowy Okrętów miała przede wszystkim charakter informacyjny dla kolegów ze szkoły. Wielokrotnie podczas tego okresu widziałem znajome twarze ze szkoły podczas różnych manifestacji niezależnych organizowanych w Gdańsku przez FMW. Po strajkach 1988 roku spotkałem się z panią Kuropatwińską, nauczycielka ze szkolnej Solidarności. To spotkanie nie zaowocowało szczególną współpracą ze szkolną solidarnością. Solidarność brała nas w tamtym okresie jako zbyt radykalnych organizatorów manifestacji.
W zakresie szkolnym w FMW współpracowałem głównie z Adamem Stępczyńskim, Grzegorzem Gruszczyńskim, Wojciechem Niepsujem, Maciejem Kardasem, Mariuszem Urbanem "Młodym", Dariuszem Regulą, Robertem Szydełko.
Dariusz Regula i Robert Szydełko byli z internatu szkolnego. Oni przekazywali bibułę w internacie, mając praktycznie dostęp do wszystkich klas. Przewijało się dosyć dużo osób i nie jestem w stanie wszystkich wymienić. Osoby tu wymienione nie były dalej kontaktowane z innymi osobami z Federacji. Robert Szydełko i Dariusz Regula nie wiedzieli również o innych osobach z naszej szkoły zajmujących się działalnością. Zajmowali się głównie kolportażem i oplakatowaniem szkoły. Zaliczyli również udane akcje "malowania" szkoły. Kilkakrotnie pokazały się na szkolnych murach napisy podpisywane przez FMW TSBO.: "Solidarność" , "Precz z komuną". W październiku 1988 roku na murze szatni sali gimnastycznej przed głównym wejściem dla uczniów namalowali hasło "MON-WON FMW TSBO".
Hasło to pojawiło się zgodnie z ogólnopolską akcją FMW i WiP-u wymierzoną przeciwko indoktrynacji komunistycznego wojska w szkołach polskich. Mieli oni swoich kolegów z internatu, którzy im w tym pomagali. Ja również do końca nie wiedziałem o wszystkich tych osobach.
Dariusz Kardas wraz z Mariuszem "Młodym" zajmowali się wydawaniem pisma "Conradinum". Ich praktycznie przez długi okres nikt nie znał, ponieważ drukowali i redagowali kilka numerów "Conradinum" i nie mogli się nigdzie pokazywać – działali w ścisłej konspiracji. Zajmowali się również kolportażem wydawnictw Federacyjnych.
Było kilka grup działających zajmujących się różnymi sprawami. Ja starałem się koordynować te działania, zapewniając jednocześnie kontakt z FMW Gdańsk. Pamiętam, że podczas anonimowej akcji zbierania ankiet Federacji Młodzieży Walczącej około 30 osób zadeklarowało ścisłą współpracę na rzecz Federacji z mojej szkoły. Był to dla mnie niewątpliwy sukces.
Od września 1989 do matury - maj 1990 był okresem odwilży. W tym czasie byłem w szkole znany jako osoba związana z Federacją Młodzieży Walczącej, zarówno przez uczniów jak i przez grono pedagogiczne. Maturę przeszedłem bez problemów, choć obawiałem się pewnych działań ze strony Dyrekcji czy nauczycieli.
Tu muszę wspomnieć, że w marcu i kwietniu 1988 byłem przesłuchiwany przez Służbę Bezpieczeństwa na terenie szkoły. Same przesłuchanie opisze poniżej, teraz chciałbym powiedzieć o tej innej stronie. W czasie trwania pierwszego przesłuchania marzec 1988 (daty dokładnej nie pamiętam) powinienem pisać wraz z moją klasą sprawdzian - klasówkę.
Z wiadomych przyczyn nie napisałem jej. Na następnych zajęciach podszedłem do nauczycielki probując usprawiedliwić moją nieobecność. Nauczycielka nie pozwoliła mi nawet zacząć mojego wywodu i dając do zrozumienia bym nie był zbyt dociekliwy pokazała mi ocenę dobrą – czwórkę wpisaną do dziennika klasowego. Ocena ta była wystawiona w rubryce z tego właśnie sprawdzianu. Tego faktu nie można dalej komentować.
W styczniu 1990 roku napisaliśmy prośbę do Dyrekcji szkoły o przydzielenie zamykanej tablicy szkolnej, by wywieszać już oficjalnie nasze materiały. Pod petycją podpisało się około 30 osób. Niestety nie zrobiłem kopii tej petycji, byłby to dobry dokument. Zgodę taką otrzymaliśmy.
Federacja Młodzieży Walczącej była na tamte czasy organizacją niezwykłą. Skupiała młodych ludzi, którym życie w ustroju komunistycznym było uciążliwe, nie zgadzali się z jego doktrynami i chcieli to zmienić. W tamtym okresie nie mieliśmy pojęcia o wielkiej polityce, tworzeniu frakcji politycznych, opracowywaniu działań gospodarczych. Kierowaliśmy się młodzieńczym entuzjazmem, wiedząc tylko jedno, że system komunistyczny musi w końcu upaść! Czytaliśmy wiele pozycji z literatury o prawdziwej historii, interesowaliśmy się okresem niepodległości przed II Wojną Światową.
Osoby, które podjęły działalność w FMW na pewno były więcej uświadomione oraz bardziej dociekliwe. Federacja Młodzieży Walczącej miała jeden główny cel: Niepodległość Polski! Wszystkie inne były tylko środkami, które miały doprowadzić do tego celu.
Koledzy ze szkół odbierali FMW jako młodzieżówkę podziemnej Solidarności, będącą całością podziemnej wielkiej organizacji. Nie, tak nie było.
Praktycznie każdy skupiony w FMW mógł działać na własną rękę, każdy mógł realizować główny cel według własnego pomysłu.
Poza działalnością w swoim Technikum byłem zaangażowany w działalność organizacyjną FMW Gdańsk na szczeblu międzyszkolnym. Nie mieliśmy żadnych nadawanych funkcji, ale przeszedłem prawie wszystkie szczeble w FMW. Kolportaż prasy podziemnej FMW był początkowym zajęciem w organizacji. Brałem udział także w akcjach grup wykonawczych głównie oplakatowania dworców i przystanków autobusowych czy tramwajowych oraz malowania haseł na ścianach budynków.
W tym miejscu muszę opisać jedno wydarzenie związane z zamalowywaniem socjalistycznego hasła. Wspólnie z Piotrem Wysokińskim "Soczek" i Robertem Kwiatkiem "Jacek" zimą 1988 zamalowaliśmy skutecznie hasło "Nasz ustrój to socjalizm". Hasło było napisane przez Urząd Miasta Gdańska na 10-cio piętrowym budynku na gdańskiej Zaspie, tuż przed wizytą Papieża w Gdańsku 12-go czerwca 1987 roku.
Było on długości około 25 metrów i wysokości około 2 metrów. Hasło to mogliśmy tylko zamalować od strony dachu. Nie było to proste zważywszy na wysokość budynku. Podchodziliśmy do tego dwukrotnie, ponieważ za pierwszym razem efekt był mierny. Przy drugiej próbie mieliśmy dwa wiadra z ciemną farbą i maczając długie szmaty w farbie oraz leżąc płasko na dachu obijaliśmy nimi mur. Ten pomysł okazał się skuteczny – napis "Nasz ustrój to socjalizm" zamienił się w Nasz ustrój to... i tu znajdowało się już nieczytelne słowo zafajdane ciemną farbą. Wracaliśmy z Zaspy do domów na Przymorze pieszo. Nie mogliśmy wejść do tramwaju, nie mogliśmy nikomu się pokazywać. Byliśmy prawie ociekający farbą. Twarze mieliśmy w kropkach od jej odprysków. Każdy patrol milicji, który by nas zatrzymał nie miał by złudzeń co robiliśmy.
W okresie od grudnia 1987 do marca 1988 wraz ze Zbyszkiem Justą zakładaliśmy nowe ogniwo Federacji Młodzieży Walczącej. Miało się ono skupiać wokół pisma FMW "Neptun". Środowisko "Wiatru od Morza", z którym byliśmy obaj związani postanowiło odejść od Federacji zakładając Ruch Społeczeństwa Zaangażowanego (RSZ). Ten pomysł nie był dla nas trafiony i zdecydowaliśmy się przy pozostaniu w FMW. Tak właśnie narodziła się idea pisma "Neptun". W lutym 1988 roku byliśmy wspólnie w Klasztornej Górce, w dawnym województwie bydgoskim na feriach zorganizowanych również przez FMW Gdańsk. Poznałem tam kilka osób związanych z pismem "Monit". Pojechaliśmy tam by ostrzec, że do Klasztornej Gorki wybierają się ludzie, których podejrzewaliśmy o współpracę z SB. Nie można tego stwierdzić na pewno ale wydarzenia, które nastąpiły później świadczą o wysokim tego prawdopodobieństwie. Dziwne, że już w następnym miesiącu nastąpiła wpadka.
Od marca 1988 zostaliśmy poddani przesłuchaniom przez Służbę Bezpieczeństwa. Tematem głównym było pismo "Neptun" i współpraca z FMW. Wyglądało na to, że SB wiedziała o pismie, nie wiedziała jednak jak było wydane oraz stopniu naszego zaangażowania w FMW. Przesłuchujący mnie ubek wyznał wtedy, że za dużo się tworzy ogniw federacyjnych i należy to zniszczyć w zarodku.
Przesłuchania prowadził Sławomir Rudnicki, funkcjonariusz Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Gdańsku. Odbyły się one w mojej szkole Technikum Budowy Okrętów. Podczas pierwszego przesłuchania zostałem delikatnie poddany praniu mózgu. Rudnicki wypytał się
skrupulatnie o moją najbliższą rodzinę.
Próbowano mnie nakłonić na współpracę z SB obiecując, że dostanę się na szczyty FMW oraz dostanę się na dobre studia po skończeniu szkoły średniej.
Drugie nasze "spotkanie", które odbyło się mniej więcej po miesiącu nie było już tak delikatne.
Sławomir Rudnicki zaczął "rozmowę" od silnego pchnięcia mnie na metalowa szafę. Później rozpoczęło się straszenie: od rewizji w domu zaczynając, a jeśli coś będzie znalezione w moim mieszkaniu - osadzenie na 3-y miesiące w więzieniu. Sankcja prokuratorska czekała podobno już tylko na podpis prokuratora. Oczywiście nie obyło się bez przypominania, że mogę już pożegnać się z maturą i studiami...
Sławomir Rudnicki był podczas naszego "spotkania" bardzo nerwowy. Prawdopodobnie grał tym, próbując by jego zachowanie udzieliło się i mnie. Pojawiła się ponownie propozycja współpracy jako jedyne możliwe wyjście.
Po drugim przesłuchaniu zgłosiłem ich przebieg do osób z tzw "góry" FMW. Był na nim Olek Buchocki, Robert Kwiatek i Bogdan Falkiewicz. Mieliśmy punkt na spotkania w razie potrzeby. Był nim Kościół na Przymorzu sławny "Okrąglak", w czwartki po mszy dla młodzieży o 19:00. Robert Kwiatek zaproponował mi wtedy abym poszedł na współprace z SB, przekazując do nich tylko przez FMW ustalone informacje. Nie zgodziłem się i miałem rację. Nie wiem jak ludzie, którzy siłą rzeczy nie mogli w tamtym okresie o tym wiedzieć, zachowali by się w obecnych czasach.
Pismo "Neptun" wydane zostało tylko w jednym numerze jako miesięcznik nowej organizacji "Demokracja i Niepodległość". Tę organizację zakładało kilka osób. Pamiętam na pewno, że oprócz mnie, Zbyszka Justy zaangażowany był w to również Mariusz Roman. Środowisko nie przetrwało tej próby. Można powiedzieć, że SB skutecznie doprowadziło do jego samorozwiązania. Wszystkie osoby były tam już namierzone przez Ubecję. Pojawiły się animozje i wzajemne podejrzenia kto mógł sypać.
Po tych wydarzeniach zaprzestałem kontaktowania się z ludźmi z Federacji, by nikogo nie obciążać. Trwało to do sierpnia 1988 roku.
Byłem na Mazurach, kiedy dowiedziałem się o rozpoczęciu strajku w Stoczni Gdańskiej. Następnego dnia rano jechałem już pociągiem do Gdańska, by wieczorem wejść na teren Stoczni i być osobą wspomagającą strajk aż do zakończenia 1-go września.
Po strajkach 1988 nawiązałem ścisłą współpracę z środowiskiem "Monitu", którym kierował Robert Kwiatek oraz Bogdan Falkiewicz. Poznałem również Darka Krawczyka. Jako osoba bardziej doświadczona zająłem się koordynowaniem środowisk szkół technicznych. Miałem za zadanie utrzymywać kontakt oraz koordynować działania FMW w szkołach:
Technikum Budowy Okrętów, CKUMiE, Technikum Łączności, Zespół Szkół Budownictwa Okrętowego, Technikum Samochodowe, ZSR Rusocin i innych.
Organizacyjnie FMW zaczęła się bardzo poważnie powiększać. Pojawiało się dużo nowych ludzi z różnych szkół, uczelni i środowisk zakładowych. FMW nie stanowiła juz grupy zapaleńców lecz poważną siłę. Organizowaliśmy wiele demonstracji niezależnych w Gdańsku. Przychodziło na nie po kilka tysięcy osób sympatyzujących z nami.
Od września 1988 do lata 1990 roku miałem poważny wpływ na działania Federacji w regionie gdańskim i organizowane akcje. Należałem do szerokiego kierownictwa FMW Gdańsk.
W maju 1989 byłem wydelegowany przez FMW Gdańsk na spotkanie ogólnopolskie Rady Krajowej FMW. Pojechałem tam z Trójmiasta wraz z Mariuszem Romanem, który był przedstawicielem FMW Region Pomorze Wschodnie. Był to okres podziałów w ogólnopolskiej i trójmiejskiej Federacji. Dla wielu członków ten podział był niezrozumiały i miał podłoże wyłącznie ambicjonalne poszczególnych przedstawicieli z kilku miast. Nie chcę wchodzić głębiej w ten temat. Istotą FMW była jedność w dążeniu do głównego celu, a ten podział obniżał nasze notowania wśród naszych sympatyków i powodował brak spójności w działaniu.
Swoistym zjednoczeniem była akcja okupacji budynku PZPR w Gdańsku w styczniu 1990 roku. Wspólnie z kolegami z gdyńskiej federacji weszliśmy do budynku. W momencie zajmowania było nas około 30 osób. Później ta liczba się zwiększyła. Po krótkotrwałych wewnętrznych rozmowach podjęliśmy decyzję o okupacji. Zeszliśmy do piwnicy Komitetu i ujrzeliśmy zwałowisko spalonych dokumentów PZPR. Zabarykadowaliśmy główne wejście krzesłami i stołami, które pilnowało na zmianę kilka osób. Mieliśmy świadomość gdzie jesteśmy i jakie konsekwencje mogą za to grozić. Głównym naszym celem okupacji było zwrócenie uwagi opinii publicznej o procederze palonych dokumentów PZPR. Wysunęliśmy również postulat przekazania budynku Komitetu na cele społeczne. Na negocjacje przyjechał ówczesny prezydent Gdańska pan Pasiński. Pamiętam, że obiecywał tylko: że sprawami, o których protestowaliśmy zajmie się osobiście, ale po zaprzestaniu okupacji budynku. W jego słowach nie było żadnych konkretów, i propozycji nie przyjęliśmy. Po prezydencie Pasińskim przyjechali do Komitetu posłowie na sejm kontraktowy z ramienia Solidarności; Edmund Krasowski i Czesław Nowak. Byli zaskoczeni naszymi odkryciami i raczej przychylni naszym działaniom. Podjęli się roli mediatorów. Niestety nic nie uzyskali. Okupacja trwała od godziny 13.00 do godziny 23:00 w styczniową niedzielę, kiedy to elitarne oddziały antyterrorystyczne i milicji wyprowadziły nas z budynku PZPR.
W swoich wspomnieniach starałem się nie skupiać na osiągnięciach, lecz na sposobie jak ja to widziałem i moich przeżyciach. Do dzisiaj z tamtego okresu przetrwały przyjaźnie i znajomości i myślę że się one utrzymają i bedą owocować w przyszłości.
W okresie od zakonczenia strajkow w 1988 do 1990 niemal w kazda niedziele po mszy sw. w „Brygidzie” odbywaly sie przemarsze od Kosciola pod Pomnik Trzech Krzyzy czy do Dworca PKP w Gdansku. Jako mlodzi i gniewni przychodzilismy do Kosciola sw Brygidy, traktujac ta msze i przemarsze jako obowiazkowy punkt kazdej niedzieli. Tam nastepowala wymiana informacji i podejmowane byly nastepne kroki naszych dzialan.
Tak rowniez bylo 29 stycznia 1990 roku. Mariusz Roman i kilku innych kolegow przyjechalo z Warszawy z demonstracji pod Palacem Kultury, podczas ostatniego Zjazdu PZPR wdniu 28 stycznia 1990.
Po ich relacji z przebiegu z tej demonstracji i podjetych przez Policje ostrych dzialan, podjeta byla decyzja o przemarsz sz Kosciola pod Komitet KW PZPR w Gdansku.
Podczas przemarszu nie bylismy zatrzymywani przez sily policyjne i spokojnie doszlismy do drzwi Komitetu.
Podczas przemarszu nie bylo planu by wejsc do budynku i podjac okupacje. Decyzja o okupacji podjeta zostala po wejsciu do budynku.
W momencie zajmowania było nas około 30 osób. Później ta liczba się zwiększyła po naszych telefonach do znajomych juz z Komitetu.
Po krótkotrwałych wewnętrznych rozmowach podjęliśmy decyzję o okupacji. Zeszliśmy do piwnicy Komitetu i ujrzeliśmy zwałowisko spalonych dokumentów PZPR. Zabarykadowaliśmy główne wejście krzesłami i stołami, które pilnowało na zmianę kilka osób. Mieliśmy świadomość gdzie jesteśmy i jakie konsekwencje mogą za to grozić. Głównym naszym celem okupacji było zwrócenie uwagi opinii publicznej o procederze palonych dokumentów PZPR.
Wysunęliśmy również postulat przekazania budynku Komitetu na cele społeczne. Na negocjacje przyjechał ówczesny prezydent Gdańska pan Pasiński. Pamiętam, że obiecywał tylko: że sprawami, o których protestowaliśmy zajmie się osobiście, ale po zaprzestaniu okupacji budynku. W jego słowach nie było żadnych konkretów, i propozycji nie przyjęliśmy.
Później dowiedzieliśmy sie ze Prezydent Gdańska by w stałym kontakcie z Aleksandrem Hallem – ministrem w rządzie Mazowieckiego i stamtąd wychodziły końcowe decyzje, łącznie z rozkazem wejścia sil milicyjnych do budynku.
Odwiedzili nas również oficerowi Milicji, nakłaniając abyśmy opuścili budynek. Budynek jednocześnie został z otoczony przez funkcjonariuszy milicji. Ludzie popierający nasza okupacje zbierali sie po drogiej stronie ulicy.
Po prezydencie Pasińskim przyjechali do Komitetu posłowie na sejm kontraktowy z ramienia Solidarności; Edmund Krasowski i Czesław Nowak.
Obaj Posłowie byli zaskoczeni naszymi odkryciami i raczej przychylni naszym działaniom. Podjęli się roli mediatorów. Niestety nic nie uzyskali.
Okupacja trwała od godziny 13.00 do godziny 23:00 w styczniową niedzielę, kiedy to elitarne oddziały antyterrorystyczne i milicji wyprowadziły nas z budynku PZPR.
Akcja sil porządkowych była bardzo dynamiczna i dobrze skoordynowana.
Brygada antyterrorystyczna weszła do budynku z kilku wejść.
Musieli nasz protest traktować bardzo poważnie bo siła ich uderzenia robiła duże wrażenie.
Byli przygotowani do walki wręcz. Mieli w rekach broń, pały, paralizatory.
Nie wiem jakie byłyby końcowe rezultaty, jeśli podjęty byłby czynny opór.
Kiedy zorientowali sie ze nie podejmujemy walki, otoczyli nas i wyprowadzili z budynku.
Decyzja o użyciu brygady antyterrostycznej w takiej formie była podjęta bezpośrednio przez rzad Mazowieckiego.
Krzysztof Knap
Polecamy notację Krzysztofa na stronie IPN-u
https://opowiedziane.ipn.gov.pl/ahm/notacje/35868,Knap-Krzysztof.html