„Dość paktów z czerwonymi”
Federacja Młodzieży Walczącej Region Pomorze Wschodnie
przeciwko porozumieniom Okrągłego Stołu
Nigdy z komuną nie będziem w aliansach,
Nigdy głosować na nią nie będziemy…
Fragment piosenki śpiewanej przez członków Federacji Młodzieży Walczącej
w 1989 r. na melodię Pieśni Konfederatów Barskich
W maju 1989 r. ppor. Sławomir Rudnicki, Starszy Inspektor Sekcji III-2 Wydziału III-1 Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Gdańsku, poinformował Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, że „z prowadzonego rozpoznania operacyjnego aktywistów gdańskiej Federacji Młodzieży Walczącej wynika, że między przedstawicielami tej organizacji a gdyńską grupą FMW nastąpił rozłam, co do metod i form dalszej działalności” . W skrócie – poszło o rozmowy opozycji z komunistami, Okrągły Stół i zapowiedź „35-procentowych wyborów” do Sejmu PRL. Dla znacznej części niepodległościowej młodzieży Trójmiasta była to zdrada ideałów Sierpnia’80 i „Solidarności”! W ten sposób w okresie przełomu lat 1989-1990 to właśnie „dzieci »Solidarności«” stawały się paradoksalnie pierwszymi obrońcami nieskazitelności i czystości ideałów wielkiego ruchu „Solidarności”, a jednocześnie kontestatorami „ugodowej” strategii politycznej jej przywódców z Lechem Wałęsą na czele. Z drugiej strony był to początek końca FMW, która począwszy od 1984 r. stała się największą antykomunistyczną organizację młodzieżową w PRL . „FMW należy uznać za strukturę kadrową o charakterze trwałym, obejmującą programowo swym zasięgiem młodzież szkół ponadpodstawowych, studencką i pracującą” – pisał w 1987 r. szef Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych .
Niepodległość czy elektrownia
Konflikt w łonie FMW z wiosny 1989 r. narastał od dłuższego czasu i w zasadzie nie był zaskoczeniem. Był przecież w dużej mierze konsekwencją wydarzeń z maja i sierpnia 1988 r., kiedy to po wygaszeniu akcji strajkowej liderzy nielegalnej wówczas „Solidarności” zaczęli pertraktować z gen. Czesławem Kiszczakiem i znów marzyć o „historycznym kompromisie” z władzą ludową. Przeciwnikami rozmów była większość działających wtedy organizacji podziemnych, żeby wymienić tylko najważniejsze z nich: „Solidarność Walczącą”, Grupę Roboczą Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, Liberalno-Demokratyczną Partię „Niepodległość”, Polską Partię Niepodległościową czy Stronnictwo Wierności Rzeczypospolitej-Kluby Służby Niepodległości . Poza kontestacją „ugody” – jako przyczyną rozłamu w FMW – w środowiskach Federacji w całym kraju dostrzegalny był także proces politycznego dojrzewania, który przejawiał się w stopniowym odchodzeniu od postawy młodego „zadymiarza-happeningowca” z FMW, nierzadko bezideowego czy wręcz lewacko-anarchizującego, w kierunku bardziej świadomego działacza politycznego o niepodległościowej, piłsudczykowskiej i prawicowo-konserwatywnej postawie ideowej z dość jasno skrystalizowaną wizją Polski Niepodległej. Był to niejako proces naturalny z dwóch powodów – dorastania i wchodzenia w dorosłość oraz ewolucji sytuacji politycznej w PRL, która z kolei wymuszała zmianę formuły i strategii działania FMW. Zakończenie rozmów Okrągłego Stołu, podzielenie się władzą pomiędzy PZPR-em a „Solidarnością” oraz jednobrzmiąca nagonka na wszystkich przeciwników „historycznego kompromisu” przyspieszyły jedynie polaryzację w łonie FMW. Na przełomie 1988/1989 r. było to zresztą bardzo czytelne. O ile grupa gdyńska FMW (do której należeli również niektórzy członkowie Federacji z Gdańska) organizowała na terenie Trójmiasta manifestacje i imprezy pod hasłami niepodległościowymi, o tyle gdańska FMW rozpływała się w przypominających Pomarańczową Alternatywę happeningach anarchistycznych przeciwko budowie elektrowni atomowej w Żarnowcu .
Wierni „Testamentowi Polski Walczącej”
Ten podział usankcjonował się jakby w dwóch etapach. Najpierw w styczniu 1989 r. gdyńskie środowisko FMW zaznaczyło swoją odrębność organizacyjną względem Gdańska , w maju natomiast odbył się zjazd przedstawicieli FMW w Warszawie, w którym wzięli udział reprezentanci głównych ośrodków-regionów Federacji – Pomorza Zachodniego, Pomorza Wschodniego, Warmii i Mazur, Małopolski, Dolnego Śląska, Regionu Centralnego, Mazowsza i Górnego Śląska. W zjeździe nie brali udziału niektórzy czołowi działacze Rady Koordynacyjnej FMW z Gdańska, Warszawy i Krakowa, którzy wspierali w tym czasie „ugodową” linię kierownictwa NSZZ „Solidarność” i zapowiadali swoje poparcie dla czerwcowego głosowania. Jeden z reprezentantów tej grupy – Jakub Boratyński – wziął nawet udział w rozmowach „podstolika młodzieżowego” . Nie godząc się z takim postępowaniem kolegów i rozwojem sytuacji w kraju, nieprzejednani działacze FMW, którzy zjechali się do stolicy, potępili „linię dialogu i porozumienia” z reżimem, stanęli w obronie pierwotnego celu FMW, jakim zawsze była Polska Niepodległa i zadecydowali o powołaniu Komisji Krajowej FMW w miejsce dotychczasowej Rady Koordynacyjnej . W wydanym oświadczeniu KK FMW czytamy m. in.: „Stan, w jakim znajduje się od dłuższego czasu nasza organizacja, budzi nasze zaniepokojenie. Kryzys Federacji Młodzieży Walczącej rozciąga się na wszystkie płaszczyzny – ideową, strukturalną i decyzyjną. W obliczu zaistniałej sytuacji, my członkowie FMW powodowani troską o dobro naszej organizacji podejmujemy następujące decyzje mające na celu sanację Federacji Młodzieży Walczącej. 1) Stwierdzamy, że jedynym celem ideowym Federacji Młodzieży Walczącej była, jest i będzie walka o niepodległość naszego kraju. Do tej walki chcemy przygotować i organizować młodzież skupioną w naszych strukturach. Walką o Niepodległość określamy te działania, które bezpośrednio bądź pośrednio zmierzają do obalenia systemu komunistycznego, narzuconego przez Sowity Polsce. Wychodząc z tego założenia odrzucamy i potępiamy wszystkie te działania, które określa się mianem linii dialogu i porozumienia. Działania te określamy jako antyniepodległościowe, zaś ludzi linię tę realizujących mianem kolaborantów. 2) Ogłaszamy rozwiązanie dawnej Rady Koordynacyjnej FMW, ciała od dłuższego czasu niezdolnego do podejmowania wiążących decyzji i ustaleń. Jednocześnie ogłaszamy, powołanie nowej Komisji Krajowej FMW, będącej odtąd JEDYNYM gremium uprawnionym do decydowania o programie i działaniach naszej organizacji. […] FMW jest organizacją otwartą, pragnącą skupiać wszystkie grupy i organizacje, które nie zgadzają się na komunistyczny dyktat, zależność od ZSRR pragną jak my bezkompromisowo walczyć z reżimem. W ramach naszej organizacji będziemy szanować ich tożsamość ideową i autonomię organizacyjną. Nie starając się unifikować niepodległościowego ruchu młodzieżowego dążymy do prawdziwego jego zjednoczenia, stając na gruncie zasady jedności w różnorodności” . Jednocześnie KK FMW ogłosiła bojkot zbliżających się wyborów do Sejmu i Senatu PRL. „Wierni testamentowi Polski Walczącej określamy bojkot wyborów jako polityczny nakaz i moralny obowiązek każdego Polaka – czytamy w oświadczeniu – Odnawiamy legitymizowania władzy tych, którzy mają na swoich rękach krew żołnierzy AK, robotników Poznania i Wybrzeża, winnych tragedii stanu wojennego. Odmawiamy legitymizacji obcej agentury od 45 lat z woli Sowietów sprawującej władzę w Polsce. Chcąc żyć w Polsce Niepodległej musimy wybrać bojkot, bo uczestnictwo w wyborach to zgoda na życie w kraju satelickim, niesuwerennym, to dobrowolne nakładanie na siebie niewolniczych pęt” .
Życiowe Westerplatte
Można powiedzieć, że olbrzymią rolę w procesie ideowego dojrzewania i politycznej emancypacji trójmiejskiej młodzieży odegrała pielgrzymka papieska z czerwca 1987 r. Słowa Jana Pawła II wypowiedziane na spotkaniu z młodzieżą w dniu 12 czerwca 1987 r. na Westerplatte stały się jakby zwiastunem całej niezłomnej postawy Federacji Młodzieży Walczącej z lat 1988-1990. Dla wielu przecież kazanie Ojca Świętego o potrzebie posiadania jakiegoś własnego Westerplatte było potwierdzeniem słuszności dokonanego wyboru. Słowa te brzmiały niczym nakaz i ideowe Credo. „Każdy z was, młodzi przyjaciele – wołał Papież – znajduje też w życiu jakieś swoje »Westerplatte«. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można »zdezerterować«. […] I dobrze będzie chyba, jeżeli po tylu latach, które dzielą nas od wydarzeń na Westerplatte, każdy młody Polak, każda młoda Polka rozważy w sercu, że każdy i każda ma w swoim życiu podobne »Westerplatte«, może mniej sławne, mniej historyczne, powiedzmy, na mniejszą skalę zewnętrzną, ale czasem może na większą jeszcze skalę wewnętrzną, i że tego swojego »Westerplatte« nie może oddać!” .
W tamtym czasie „Westerplatte” znaczyło „Wolność i Niepodległość”! Było zatem oczywiste, że nie może być mowy o porozumieniu z tymi, którzy przez całe dekady PRL tym podstawowym wartościom czynnie się sprzeciwiali. To z kolei rzutowało rzecz jasna również na relacje pomiędzy FMW a podziemną „Solidarnością”. Trafnie relacjonował ówczesne nastroje wśród trójmiejskiej młodzieży tajny współpracownik SB ps. „Krzysztof” – działacz gdańskiej FMW: „Pogłębia się dystans pomiędzy młodymi opozycjonistami i »starym« kierownictwem politycznym opozycji. Zarzuca im się brak programu i ustępliwość wobec władz oraz czekanie na cud w związku z wizytą papieża. […] Również wielu działaczy gdańskiej »Solidarności« popiera kręgi młodzieży zbliżone do FMW” . Napięcie pomiędzy antykomunistyczną młodzieżą a liderami „Solidarności” wpłynęło na postępowanie Służby Bezpieczeństwa, która wkrótce po wizycie papieskiej zintensyfikowała działania operacyjne wymierzone w FMW. Jesienią 1987 r. oficerowie SB szczycili się, że w wyniku rozlicznych operacji prowadzonych na terenie całego kraju udało im się znacznie sparaliżować działalność FMW. Sukcesy SB miały miejsce na ogół w mniejszych ośrodkach. Przykładem może być Chełm, gdzie w ramach operacji „Brzoza” rozbito tamtejszą dwunastoosobową strukturę FMW. „W wyniku przeprowadzonych przez nas działań – czytamy w sprawozdaniu SB z Chełma – doprowadzono do skłócenia członków FMW wywodzących się z Technikum Mechanicznego z przywódcą chełmskiej struktury, rozłam ten spowodował zaniechanie dotychczasowych form działalności oraz zerwanie kontaktu z FMW w Warszawie i pozostałych ośrodkach, próby restytuowania działalności FMW w dawnej formie prowadzące były przez chełmską RKK bez powodzenia, istniejąca grupka epigonów FMW kontrolowanych w ramach SOS kryp. »Epigon« w bieżącym roku nie uaktywniła się i wobec tego nie zanotowano jakichkolwiek akcji z ich strony, stwierdza się jedynie wewnętrzny (pomiędzy sobą) kolportaż literatury bezdebitowej w oparciu o kanały RKK” . Tyle szczęścia, co w Chełmie nie miała z kolei SB w Kętrzynie. Rejonowy Urząd Spraw Wewnętrznych w Kętrzynie nie mógł poradzić sobie z kilkuosobową grupą FMW Warmii i Mazur, którą od 1987 r. rozpracowywano w ramach SOR „Młodociani”. Nie dość, że aktywiści FMW z powodzeniem rozwinęli działalność na terenie kętrzyńskich szkół (kolportowali swoje pismo „Larwa”), to jeszcze wkroczyli na teren Giżycka, a nawet Suwałk. „Na podstawie posiadanego rozpoznania wynika – pisał poirytowany funkcjonariusz SB z Olsztyna – że kętrzyńska grupa FMW WiM jest grupą zorganizowaną, dotychczas działającą w gronie kilku osób. Grupa ta jednak dąży do szerszego spopularyzowania swojej działalności i uzyskuje w tym względzie pewne efekty, o czym świadczą deklarowane wpłaty anonimowych osób” .
Jednak to, co jeszcze w 1987 r. było dla działaczy FMW dość oczywiste – bezkompromisowa walka z komuną, co zresztą stanowiło o sile i dynamicznym rozwoju Federacji, w 1988 r. zaczęło się komplikować. Działacze trójmiejskiej FMW, którzy czynnie uczestniczyli i wspierali strajki majowo-sierpniowe, po raz pierwszy poczuli się oszukani . Zwłaszcza w sierpniu 1988 r. stało się jasne, że strajki nie są jedynie formą nacisku i oporu przeciwko władzom, lecz mają przede wszystkim wzmocnić pozycję wyjściową liderów NSZZ „Solidarność” w zakulisowych rozmowach z gen. Kiszczakiem. To właśnie wówczas, podczas strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, padły pierwsze słowa o zdradzie i złożeniu ideałów „Solidarności” na ołtarzu porozumienia z komunistami . Wówczas gdyńskie pismo FMW – „Antymantyka”, redagowane przez lidera trójmiejskich „młodych-nieprzejednanych” Mariusza Romana, pisało: „Władze komunistyczne proponując rozmowy nie zamierzają zawierać uczciwego porozumienia, jednakowo zobowiązującego obie strony. Komuniści w każdych rokowaniach chcą jedynie oszukać przeciwnika i zyskać na czasie. Bez względu na skalę ustępstw reżim nie jest w stanie zawrzeć uczciwego kompromisu również dlatego, że ostateczną instancją dla takich porozumień jest Moskwa. Sowieci nie będą związani żadnymi ustaleniami z władzami PRL. Na szczęście swoboda działań Moskwy ulega coraz dalszemu ograniczeniu. W tej perspektywie podstawowym zagadnieniem, jakie staje przed przeciwnikami reżimu to nie porozumienie z władzą, ale zdobycie władzy. Problem dialogu z władzą zniknie bezpowrotnie, gdy na czele państwa staną ludzie wybrani przez społeczeństwo. Taka władza wraz z utratą zaufania społecznego przestanie rządzić. Jej miejsce zastępują inni, mający takie zaufanie. Do zmiany na stanowisku państwowym, w polityce państwa nie trzeba będzie buntów i rozlewu krwi, ale wystarczą wybory. Stanu takiego nie osiągniemy nigdy pozostawiając totalitaryzm komunistyczny przy życiu” .
„Antymantyka” znaczy antykomunizm
Po strajkach sierpniowych 1988 r. trójmiejskie środowisko przeciwników rozmów Okrągłego Stołu z Federacji Młodzieży Walczącej skupiło się wokół pisma „Antymantyka”, którego wydawcą i redaktorem był wspomniany wcześniej uczeń IV Liceum Ogólnokształcącego w Gdyni – Mariusz Roman. Mimo przestrzeganych zasad konspiracji lider środowiska „młodych-niezłomnych”, który na łamach „Antymantyki” występował pod pseudonimem „Hubal”, był od dłuższego czasu znany Służbie Bezpieczeństwa, zaś kolportowane przez niego pismo eliminowane nie tylko ze szkół Trójmiasta . „Antymantyka” była odpowiednikiem wielu podobnych jej pism FMW całym kraju – chojnickiego „Strzelca”, kętrzyńskiej „Larwy”, kołobrzeskiego „Undergroundu”, olsztyńskiego „Sądu Kapturowego”, warszawskiego „Nie chcemy komuny”, krakowskiego „Sarmaty”, szczecińskiego „Lustra”, kieleckiej „Jodły”, później również gdańskiego „Piłsudczyka” itd. Wszystkie te wydawnictwa łączył w tym czasie radykalny antykomunizm i zdecydowany sprzeciw wobec „linii dialogu i porozumienia”. Przeglądając prasę FMW z tego okresu łatwo dostrzec wolę zjednoczenia wszystkich sił „antyokrągłostołowych” pod hasłem bojkotu wyborów czerwcowych. W tym czasie działacze FMW skłaniali się zwłaszcza ku Polskiej Partii Niepodległościowej kierowanej przez Romualda Szeremietiwewa i Tadeusza Stańskiego, Stronnictwu Wierności Rzeczypospolitej Wojciecha Ziembińskiego oraz „Solidarności Walczącej” Kornela Morawieckiego. Co ciekawe, o wiele rzadziej fascynowano się liderami „pierwszej” „Solidarności”, w rodzaju Andrzeja Gwiazdy, Mariana Jurczyka, Seweryna Jaworskiego czy Andrzeja Słowika . A jeśli już, to tylko tymi z działaczy „Solidarności” lat 1980-1981, którzy – jak np. Andrzej Rozpłochowski – porzucali swą związkowo-lewicową przeszłość i opowiadali się za budową nowoczesnych partii prawicy. Niewątpliwie liderzy PPN, SWR i SW należeli wówczas do grona ideowo-politycznych idoli federacyjnej młodzieży. Zwłaszcza Szeremietiew, który w tekście programowym Powstań Polsko! rzucił hasło budowy Partii Nowej Prawicy odwołującej się do myśli i „filozofii czynu” marszałka Józefa Piłsudskiego . FMW postrzegała siebie jako organizację przygotowującą swoich członków do działania w dojrzałych organizacjach politycznych jak PPN, LDP „Niepodległość” i SW. Ówczesny klimat ideowy w szeregach „niekonstruktywnej” FMW oddają słowa piosenki ułożonej na nutę Pieśni Konfederatów Barskich podczas XXIV Marszu Szlakiem I Kompanii Kadrowej z Krakowa do Kielc (6-12 sierpnia 1989 r.):
Nigdy z komuną nie będziem w aliansach
Nigdy głosować na nią nie będziemy
Bo u Kornela my na ordynansach
Słudzy ekstremy.
Kuroń, Moczuła, Michnik i Geremek
To dziś ugody czołówka szermierzy
Na Kremla sygnał do punktów wyborczych
Każdy z nich bieży.
Choć nam pyskuje mafia ugodowa
Chociaż się Wałek i Bujak dziś srożą
Choć szubienica dla nas już gotowa
Nas nie zatrwożą.
Więc nie pójdziemy na wyborczą lipę
Nie uklękniemy przed sowiecką władzą
Bo Morawiecki, Jurczyk, Szeremietiew
W bój nas prowadzą.
Padnie komuna i jej przydupasy
Kolaboracja pójdzie w gównojady
Wtedy Wałęsie pokażemy pasy
Nie dla parady.
Dziś nas ścigają całe armie wraże
Kują w kajdany nas i naszych braci
Lecz my wytrwamy tak jak on rozkaże
Morawieczcacy .
Na łamach „Atymantyki” ukazywały się w tym czasie wywiady z liderem PPN, który dowodził, iż na naszych oczach może dojść do nowej Targowicy . „Hubal” natomiast, porównywał solidarnościowe elity opowiadające się za porozumieniem z komunistami do ugodowców doby Powstania Listopadowego. „To właśnie wtedy – pisał na łamach „Antymantyki” – Naród nasz popełnił błąd oddając władzę w ręce osobistości, które podobnie jak dzisiaj niektórzy z opozycjonistów, byli rzecznikami »okrągłych stołów«, dogadania się za wszelką cenę. Natomiast przeciwnik skutecznie brał ich na ten lep, łudząc znanymi nam obietnicami. Jednakże, gdy tylko się wzmocnił to dawał w łeb, nie oglądając się na nic. Dzisiaj możemy się jeszcze przebudzić, choć lada moment może być za późno” . Nieco później „Hubal” gromił popartą przez Lecha Wałęsę ideę „35-procentowych wyborów” jako przejaw legitymizacji narzuconego Polsce reżimu. „[…] Przystępując razem z władzą do wyborów, [Wałęsa] gwarantuje jej większość w Sejmie i kierowniczą rolę. Czyż to mają być wolne wybory? Czy naprawdę musimy po raz pierwszy w historii PRL-u zalegalizować narzuconą nam przez obce mocarstwo – władzę. Komuniści przed wojną w Sejmie nie posiadali więcej jak 5 % swoich przedstawicieli – wybranych legalnie. Czyżby popularność ich po latach tyranii i ucisku wzrosła? Czy naprawdę sądzicie, że gdyby doszło do wolnych, niczym nie skrępowanych wyborów, utrzymaliby swoją przewodnią rolę? Najprawdopodobniej jednak mimo wszystko dojdzie do porozumienia między tzw. opozycją konstruktywną oraz władzą komunistyczną, co pociągnie za sobą – już widoczny – podział ugrupowań niezależnych. Co stanie się z tymi, którzy sprzeciwiali się paktowaniu z nielegalnym UZURPATOREM w postaci władzy komunistycznej? A co gorsza, co stanie się z uległą częścią opozycji. Jak wymownie przemawia smutny koniec Mikołajczyka, zmuszonego w ukryciu do opuszczenia kraju. Za kim opowie się FMW? To pytania, jakie stawiamy sobie w dniu dzisiejszym. Próbujmy jednak na bieżąco realnie oceniać bieżącą sytuację. Nie szczędząc, gdy nadejdzie taka potrzeba swych sił a nawet życia” . Wkrótce większość struktur FMW w kraju, wychodząc z założenia, że komunizmu nie da się pokonać kartką wyborczą, opowiedziało się za bojkotem wyborów. FMW określiła się jako „przeciwniczka wszelkich działań ugodowych, dążących do porozumienia z komunistami”. Wyrazem takiego stanowiska było hasło wypisane na jednym z transparentów gdyńskiej FMW – „Dość paktów z czerwonymi”.
Ani wasz prezydent, ani nasz premier
Począwszy od 1989 r. środowisko Federacji Młodzieży Walczącej zaczęło coraz wyraźniej artykułować swoje przywiązanie do państwowego legalizmu na wygnaniu. Był to przede wszystkim efekt oddziaływania na Federację Wojciecha Ziembińskiego i Romualda Szeremietiewa, którzy od lat orientowali się na „polski Londyn” i utrzymali kontakty z władzami RP na uchodźstwie. Nieprzypadkowo zatem prezydent i rząd na wygnaniu był wówczas nazywany przez FMW „naszą władzą”, zaś zasadę legalizmu wpisano do programu Federacji. Orędzia prezydenta i rządu RP na uchodźstwie były publikowane na łamach jej pism, a w drukarniach FMW, PPN i SW powielano wydania krajowe oficjalnego organu prasowego rządu – „Rzeczypospolita Polska”. Federacja, jak pisano w jednym z oświadczeń, uznaje jako jedyną polską władzę rząd na uchodźstwie, który jest kontynuatorem przedwojennej Niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej. „Obecnym Prezydentem RP jest Kazimierz Sabbat a premierem Edward Szczepanik – czytamy – Władza ta pełni swe funkcje w oparciu o Konstytucję Kwietniową z 1935 r. Natomiast obecne władze w kraju nie możemy traktować za nasze, gdyż obsadzone i utworzone zostały przez Moskwę, która zostawiła tu swoich agentów sprawujących uzurpatorskie rządy utrzymujące m. in. kilkuset tysięczną armię sowiecką jako gwaranta reprezentowanych obcych interesów” . Prezydent Sabbat cieszył się w szeregach FMW olbrzymim autorytetem, mimo, iż w istocie nie wiele o nim wiedziano. Wystarczyło jednak przeczytać oświadczenia prezydenta, premiera i Rady Narodowej po wyborach czerwcowych, by się przekonać, iż niezłomna postawa niepodległościowej młodzieży w kraju ma swoje odzwierciedlenie również w „polskim Londynie”. Latem dotarła do kraju uchwała emigracyjnej Rady Narodowej z czerwca 1989 r., która całkowicie pokrywała się ze stanowiskiem antyokrągłostołowej opozycji w kraju. Czytamy w niej m. in.: „Polska nadal nie będzie posiadać parlamentu wyłonionego w drodze demokratycznych, wolnych wyborów i nie będą nią rządzić władze, które odpowiadałyby nieskrępowanej woli Narodu. Obecne władze są całkowicie uzależnione od Sowietów. Na ziemi polskiej znajdują się dalej oddziały Armii Czerwonej. Możliwość sowieckiej zbrojnej interwencji w wewnętrzne sprawy Polski, zgodnie z doktryną Breżniewa, nie została przez Gorbaczowa odrzucona, tak jak nie został odrzucony pakt zawarty przez Stalina z Hitlerem o rozbiorze Polski i układ jałtański, oddający Polskę pod dominację sowiecką. W tej sytuacji zdania rządu pozostają niezmienione, chociaż taktyka polityczna będzie musiała ulec zmianom podyktowanym przez nowe układy miedzy reżimem a konstruktywną opozycją i stosunkiem do nich innych ruchów wolnościowych. Naszym podstawowym obowiązkiem jest nadal działalność zmierzająca do przywrócenia Polsce całości, niepodległości, wolności, demokracji i sprawiedliwości” .
Niezłomna postawa ideowa FMW była wówczas bardzo częstym powodem ataków i drwin ze strony ludzi „Solidarności” i okrągłostołowego establishmentu. Słynne niedzielne spotkania otwarte z Lechem Wałęsą na ganku kościoła św. Brygidy w Gdańsku nierzadko przeradzały się w kłótnie i napaści szefa związku na aktywistów FMW. Otoczony grupą oddanych mu zwolenników Wałęsa nieraz wyśmiewał antykomunizm młodzieży, jej wiarę w państwowy legalizm i głośne żądanie wyjaśnienia okoliczności śmierci księży Stanisława Suchowolca, Stefana Niedzielaka i Sylwestra Zycha oraz działacza FMW z Kętrzyna, 25-letniego Roberta Możejki, którego w dniu 31 maja 1989 r. zatrzymała milicja, po czym jego ciało znaleziono w pobliskim jeziorze . Z ust poirytowanego Wałęsy padały słowa o manipulacji młodzieży przez SB, niezrozumieniu ducha czasów, a nawet zapowiedzi rychłej rozprawy z przeciwnikami porozumienia Okrągłego Stołu . Wkrótce okazało się, że sprawa ośmieszania legalizmu przez Lecha Wałęsę miała też swoje drugie dno. Otóż zarówno przewodniczący NSZZ „Solidarność”, jak i ks. Henryk Jankowski w 1988 r. przyjęli z rąk samozwańczego „Prezydenta Wolnej Polski”, oskarżanego przez emigrację o współpracę z wywiadem PRL Juliusza Nowiny-Sokolnickiego, „Order Orła Białego” i awanse oficerskie . W tej sprawie, w październiku 1989 r. z listem-protestem zwrócił się do Wałęsy Wojciech Ziembiński: „Order Orła Białego jest najwyższym odznaczeniem państwowym Niepodległej Rzeczypospolitej. Jedynym uprawnionym gremium do przyznawania tego odznaczenia jest Kapituła Orderu działająca pod przewodnictwem Prezydenta Rzeczypospolitej na uchodźstwie Pana Ryszarda Kaczorowskiego. Tymczasem, jak można było stwierdzić w dzienniku telewizyjnym z 8 b. m., insygnia orderowe wręczał Panu Bernard Witucki mieniący się przedstawicielem Prezydenta RP – ale w rzeczywistości nie mający nic wspólnego z Kapitułą Orderu Orła Białego, ani nie posiadający żadnych upoważnień Pana Prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego. Ze względu na Pana pozycję i autorytet społeczny oraz na znaczenie Orderu Orła Białego w naszej tradycji narodowej – Żołnierze Rzeczypospolitej, których zdanie tu wyrażam, uważają za swój obywatelski obowiązek poinformowanie, iż padł Pan ofiarą mistyfikacji” .
Wielkim ciosem dla środowiska FMW była nagła śmierć prezydenta Kazimierza Sabbata, która tragicznie zbiegła się z wyborem – przy wsparciu niektórych posłów Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego – Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta PRL . Łączyły się z tym obawy o los polskiego legalizmu, bowiem coraz częściej docierały słuchy o naciskach solidarnościowych elit na „polski Londyn”, by zakończył działalność a insygnia legalnej władzy przekazał do Warszawy . Ku uciesze FMW nowy prezydent RP – Ryszard Kaczorowski – zadeklarował, iż przekaże swój urząd do kraju jedynie po rozpisaniu wolnych i powszechnych wyborów.
Kiedy we wrześniu 1989 r. powstał rząd Tadeusza Mazowieckiego Komisja Krajowa FMW oświadczyła, iż „jest on rządem PRL-owskim i jako taki, nie może być przez nas akceptowany”. „Jako członkowie organizacji niepodległościowej – czytamy w oświadczeniu z 24 września 1989 r. – nie możemy popierać rządu, którego celem jest reformowanie narzuconego reżimu i w efekcie przedłużanie jego egzystencji. Jednocześnie przypominamy, iż jedyną legalną polską władzą pozostaje kierowany przez Edwarda Szczepanika rząd RP na uchodźstwie” . Począwszy od września 1989 r. głównym obiektem ataków ze strony młodzieży federacyjnej był rząd Tadeusza Mazowieckiego, którego działalność postrzegano wyłącznie przez pryzmat umowy Okrągłego Stołu. FMW zarzucała mu bardzo wiele – „grubą kreskę”, strach przed wolnymi wyborami, opieszałość w wyprowadzaniu Polski z Układu Warszawskiego, obronę wpływów PZPR w szkołach i zakładach pracy, utrzymywanie funkcjonariuszy MO i SB na swoich stanowiskach, przymykanie oczu na proces niszczenia dokumentów partyjnych i bezpieczniackich itd.
Bój to będzie ostatni
Kulminacja konfliktu środowisk opozycyjnych, w tym Federacji Młodzieży Walczącej z rządem Mazowieckiego i układem Okrągłego Stołu przypadła na styczeń 1990 r. Jego pierwsza odsłona miała miejsce przy okazji ostatniego zjazdu PZPR w Sali Kongresowej w Warszawie w sobotę, w dniu 27 stycznia 1990 r. Wtedy to do stolicy Polski zjechało kilkudziesięciu przedstawicieli FMW z kraju, którzy mieli zamiar wziąć udział w manifestacji pod Pałacem Kultury i Nauki. Wszystko zaczęło się ok. godz. 17-tej, kiedy pod pałacem doszło do pierwszych przepychanek z milicjantami chroniącymi zjazdowiczów. Rozrzucono ulotki z jakże wymowną treścią: „W lutym ubiegłego roku w wyniku obrad okrągłego stołu (czytaj Targowicy) tzw. konstruktywna opozycja uzurpująca sobie prawo reprezentowania całego społeczeństwa zawarła z komunistami kontrakt zapewniający im utrzymanie władzy. W wyniku panującej przed i w czasie wyborów (35 proc.) psychozy Solidarnościowej ekipa Wałęsy otrzymała od ponad połowy społeczeństwa kredyt zaufania, który od dnia ich zakończenia z premedytacją wręcz defrauduje […] Front antykomunistyczny prowadzić będzie bezkompromisową walkę z pozostałościami komunizmu w Polsce. Demaskować będziemy dzisiejsze poczynania ludzi odpowiedzialnych za ostatnie 45 lat, jak i ich spadkobierców politycznych”. Potem były okrzyki – „Precz z komuną”, „FMW”, „Jaruzelski pies sowiecki”, „Znajdzie się pała na d…. generała”, „Mazowiecki musi odejść” itd. Spłonęły pierwsze czerwone flagi okalające Salę Kongresową. Wreszcie szturm na milicję. Temu spektaklowi przyglądali się licznie zgromadzeni wokół okien Sali Kongresowej delegaci PZPR, którzy nie szczędzili manifestantom obraźliwych gestów. Cel demonstrantów był jasny – wtargnąć do Sali Kongresowej. Jednak nic z tego nie wyszło. Władze skrupulatnie przygotowały się do ochrony zjazdu PZPR. Postawiły w stan gotowości ok. 3 tys. funkcjonariuszy MO. Wyposażone w nowe mundury i sprzęt jednostki milicyjne, przemianowane już wówczas z ZOMO na OPMO (Oddziały Prewencji Milicji Obywatelskiej) sprawnie wkroczyły do akcji i po kilkunastu minutach regularnej bitwy (spłonęła nawet milicyjna „suka”) pod pałacem zdołały zepchnąć demonstrantów w okolice Dworca Centralnego, ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Walki w różnych miejscach śródmieścia trwały prawie do 22.00. Po niedzieli wielu dziennikarzy i polityków skarżyło się na brutalność milicji. Jednak bez efektu. Dziennikarz „Kuriera Polskiego” Igor Śnieciński pisał: „Dwóch umundurowanych osiłków, którzy najpierw do spółki z innymi dwoma kolegami obili korespondenta japońskiej gazety dobrało się również do mnie. Uzbrojeni po zęby nie reagowali na żadne argumenty. Nigdy nikt nie uśmiechał się do mnie tak serdecznie jak ten duet, który wywichnął mi łokieć, skatował nerki i potłukł flesz wartości 150 dolarów. Nikt dotąd masakrując mnie nie szeptał jak modlitwę: »Zabiję cię skurwysynu!«. Krew z twarzy tłuczonego opodal dzieciaka zaplamiła socrealistyczną kostkę przed wejściem do Sali Kongresowej. Idzie na lepsze!” .
Na drugą odsłonę – tym razem regionalną – trzeba było czekać zaledwie kilkanaście godzin. Nazajutrz po powrocie z Warszawy, w dniu 29 stycznia 1990 r. po Mszy św. w kościele św. Brygidy doszło do spontanicznej manifestacji. Uformował się pochód, który ruszył pod Komitet Wojewódzki PZPR. Po krótkich przemówieniach liderów FMW do budynku bez przeszkód weszli manifestanci i opanowali go w celu zapobieżenia niszczeniu dokumentów, o czym w tym czasie krążyło w Gdańsku wiele plotek. Niemal od razu po wejściu do gmachu KW PZPR wszystkie informacje o zaawansowanym procesie likwidacji dokumentacji partyjnej się potwierdziły. W kotłowni znaleziono hałdy zmielonych oraz dopalających się akt PZPR. Okazało się, że na ostatnim piętrze „urzędują” zabarykadowani działacze KW, którzy przez komin wrzucali przeznaczone do „wybrakowania” dokumenty, a te, po dotarciu do kotłowni mielono w specjalnej maszynie i palono w piecu. Ten żałosny widok jeszcze bardziej zradykalizował nastroje wśród federacyjnej młodzieży, choć nie udało się „sforsować” ostatniego piętra i dotrzeć do „najwierniejszych z wiernych” rozwiązanej już wówczas PZPR. Jeden z worków wystawiono na zewnątrz budynku. „Niech ludzie zobaczą, jak partia zaciera ślady” – mówiono . Obiekt został zabezpieczony przez Komitet Okupacyjny, do którego weszli przedstawiciele kilku organizacji: FMW, PPN, Niepodległościowej Partii „Solidarność” oraz KPN. Powołano służby porządkowe mające zabezpieczyć mienie społeczne. Nawet PZPR-owski „Głos Wybrzeża” napisał później, że „demonstranci zachowali dyscyplinę i powstrzymali się od wszelkich aktów wandalizmu. Klucze do wszystkich pomieszczeń zapakowano do worka i schowano. Na korytarzach stały warty, które nie dopuszczały innych osób powyżej pierwszego piętra” . W międzyczasie do budynku przyjechał ówczesny prezydent Gdańska Jerzym Pasiński, który powołując się na naciski ze strony rządu (wymieniał zwłaszcza ministrów Aleksandra Halla i Jacka Ambroziaka) próbował wynegocjować pokojowe opuszczenie gmachu PZPR . Ubolewał „nad tym, co się stało”, nawoływał do wyjścia, prosił też żeby nie ośmieszać symboli PZPR wystawianych na widok publiczny (chodziło m. in. o wystawienie na balkonie popiersia Lenina, któremu założono na głowę czapkę i transparent z napisem „Młodzież z partią się rozliczy”). Do KW PZPR mógł wejść praktycznie każdy. A że była to okazja bez precedensu chętnych było wielu stąd należało ustawić przy wejściu straż i wpuszczać tylko niektórych. Pod budynkiem natomiast zebrał się kilkuset osobowy tłum manifestujący swą solidarność z okupującą budynek młodzieżą. W międzyczasie KW odwiedzili też dwaj posłowie OKP – Czesław Nowak i Edmund Krasowski – którzy w odróżnieniu od Pasińskiego nie mieli zamiaru reprezentować rządu i nawoływać do natychmiastowego opuszczenia gmachu. Raczej sprzyjali akcji młodzieży, a przerażeni widokiem zniszczonych dokumentów rozkładali ręce mówiąc, że nie wiele w tej sprawie mogą zrobić (chodziło o powstrzymanie procesu niszczenia akt PZPR i SB w całym kraju). Jednak dzięki obecności Nowaka i Krasowskiego ustalono wstępne porozumienie – zostanie powołana specjalna Komisja nadzorująca przekazanie gma-chu i dokumentacji społeczeństwu. Prezydent Gdańska zgodził się wezwać straż miejską, która wspólnie z okupującymi zabezpieczy mienie i akta. W poniedziałek, o 7-ej rano w gabinecie prezydenta miała zebrać się społeczna komisja, złożona z posłów OKP i przedstawicieli młodzieży, która w oparciu o rządowy projekt dotyczące przejęcia majątku PZPR miała zastanowić się nad dalszymi losami dawnej siedziby KW PZPR . Jednakże w kwadrans później, po telefonicznym skontaktowaniu się z rządem, prezydent Pasiński zmienił zdanie i zakomunikował decyzję premiera Mazowieckiego: jeśli w ciągu godziny budynek nie zostanie oddany w ręce władz, to zostanie on siłą odbity przez jednostki MO. Około godziny 23-tej do budynku wtargnęło OPMO i wspierająca je brygada antyterrorystyczna komandosów uzbrojona w topory, kastety, bagnety i broń maszynową . Po kilku minutach budynek wrócił do rąk byłych członków PZPR, a na zewnątrz doszło do spontanicznej manifestacji, która w okolicach Dworca Głównego PKP została szybko rozpędzona przez milicję. W wydanym nazajutrz wspólnym oświadczeniu FMW, PPN i NPS czytamy: „Rząd Mazowieckiego wydając podobny rozkaz [odbicia budynku PZPR – przyp. S. C.] stanął przeciwko dążeniom własnego narodu, przedkładając obronę partykularnych interesów przestępczej partii ponad oczywiste dobro społeczne. Dzięki interwencji sytuacja »unormowała się« a kominy dalej dymią nad KW i innymi obiektami. Protestujemy przeciwko szkalowaniu okupujących przez część tendencyj¬nie nastawionych środków masowego przekazu” .
Do krytyków młodzieży w tym czasie ponownie dołączył Lech Wałęsa, który w dniu 14 lutego 1990 r. pod kościołem św. Brygidy krzyczał, że wybryki radykalnej młodzieży zmuszają rząd Mazowieckiego do użycia siły. Znów pojawiły się te same „argumenty” – „brak kultury politycznej, „nie rozliczacie się z pieniędzy, które wam daje”, „jesteście agentami bezpieki”… .
***
Okupacja budynku KW PZPR była bodaj ostatnią z większych „zadym” zorganizowanych przez Federację Młodzieży Walczącej . Paradoksalnie zajęcie gmachu KW jeszcze raz, po raz ostatni zjednoczyło wszystkich członków Federacji – zarówno tych, którzy przed niespełna rokiem bojkotowali „czerwcowy plebiscyt”, jak i tych, którzy wierzyli wówczas w „drużynę Lecha”. Wydarzenia ze stycznia 1990 r. zamykały pewną epokę – w symboliczny sposób kończyły nie tylko rok 1989, ale i całą epopeję walki niezłomnych z Federacji Młodzieży Walczącej o wolność i niepodległość Polski. Bez względu na to jak dziś oceniamy tamten radykalizm „młodzieży walczącej” warto pamiętać, że nie wypływał on z koniunkturalizmu i chęci wskoczenia na stołek, ale z autentycznego umiłowania Ojczyzny i pragnienia wolności.
Klimat przełomu lat 1989/1990 oddają też w jakiś sposób dokumenty odnalezione w Instytucie Pamięci Narodowej. Zwłaszcza jeden, z którego wynika, że jeszcze w końcu maja 1990 r. już nie Wydział III Służby Bezpieczeństwa a Urząd Ochrony Konstytucyjnego Porządku Państwa (formalnie istniał już wówczas Urząd Ochrony Państwa, którego szefem został Krzysztof Kozłowski ) rozpracowywał trójmiejską FMW. „Prowadzone przez nią akcje mają coraz mniejszy rezonans społeczny. Działalność FMW ulegnie prawdopodobnie całkowitemu zanikowi” – napisał kończący Sprawę Operacyjnego Rozpracowania kryptonim „Federacja” funkcjonariusz UOKPP ppłk Andrzej Kuziała z WUSW w Gdańsku .